Parę słów o uchodźcach i „wielkim dobrobycie” w naszym pięknym kraju :-)

Posted by Marek | Posted in inne | Posted on 17-09-2015 11:29 am

16

Na jesieni czekają nas wybory, więc odpowiednie media nasilają swoje „mumbo-jumbo”, tak jakby Polacy nie potrafili samodzielnie myśleć. Niedawno dzwonił do mnie znajomy z Londynu, który miał okazję być na spotkaniu Prezydenta z Polonią i był dumny, że ma Prezydenta, który nie łże w żywe oczy opowiadając o „zielonej wyspie”, tylko uczciwie mówi rodakom jaka jest prawda. Takie postawy trzeba cenić, natomiast karmienie ludzi kłamstwami i robienie z nich idiotów należy piętnować. Pomijam już kwestie mistrzunia od zegarków i szeregu afer podsłuchowych, a także gwałtowny wzrost deficytu budżetowego, który obrazuje krążący już od dawna po sieci wykres:

deficyt budżetowyPrognozy na rok 2016 mówią o deficycie rzędu ~54,5 mld złotych. Każdy kto choć trochę obserwuje przetasowania wśród ekip rządzących, wie dobrze która partia rządzi Polską przez ostatnie dwie kadencje. Kto nie wie, może to łatwo sprawdzić.

Prawda jest bolesna, rząd PiS’u pamiętał o tym, co wie każdy rozsądny człowiek. Nie wydaje się więcej, aniżeli się zarabia, a jak się zastało zadłużony kraj, to dług należy redukować. Premier Jarosław Kaczyński sprawował swoją misję do 16 XI 2007 i tego też roku deficyt wynosił 16 mld zł. Każdy samodzielnie myślący człowiek nie potrzebuje już dodatkowego komentarza w tej kwestii i żadne media nie wcisną mu ciemnoty.

Jednak nie o tym jest dzisiejszy temat przewodni, gdyż chciałbym poruszyć kwestie apelów rządzących o solidarność i przyjmowanie uchodźców. Rzekomo to dla budowania dobrej reputacji za granicami. Cóż za bzdura, naszą reputację budowali niezłomni polscy lotnicy w trakcie bitwy o Anglię, tacy jak Stanisław Skalski, As przestworzy, którego po powrocie do kraju komuniści skazali w 1947 na karę śmierci (zamienioną później na dożywocie), gdyż bohaterzy wojenni byli dla reżimu solą w oku. Zdradzono nas i odsprzedano jak worek kartofli czerwonym zbrodniarzom.

Natomiast w kwestii pomocy, ja się pytam czy u nas jest na pewno taki wielki dobrobyt, że pilniejszej pomocy nie potrzebują nasi rodacy? Najpierw należy nieść pomoc naszym! Ktoś o tym wyraźnie zapomina, co można zaobserwować choćby poprzez brak szacunku dla weteranów, którzy walczyli o Wolną Polskę.

W naszym kraju wielu ludzi jest „skazywanych na śmierć” poprzez odmowę finansowania badań. Tak też było w przypadku Szymka, którego władze skreśliły i gdyby nie dzielność jego rodziców oraz wsparcie przyjaciół takich jak Leszek i Marta, którzy pomagali zbierać środki, los tego sympatycznego chłopczyka byłby przypieczętowany.

Pytam zatem dlaczego Polaków mamy „skazywać na śmieć”? Tak samo jest ogromna liczba ludzi żyjących w ubóstwie nie ze swojej winy. Trzeba im nieść pomoc. Tylko osoba, która nigdy nikomu nie pomogła i zapatrzona w swojego smartfona nie widzi co się dzieje wokoło może uważać, że mamy dobrobyt.

Wokół jest mnóstwo osób, które potrzebują pomocy, na przykład kobiet zmuszonych do ucieczki z domu ze względu na przemoc stosowaną przez faceta-frajera, bo inaczej nie można nazwać mężczyzn bijących swoje żony. Na szczęście są ludzie, którzy zamiast narzekać na polityków, wzięli sprawę w swoje ręce i organizują pomoc. Takich ludzi wspieram finansowo, gdyż wiem, że warto nieść pomoc kobietom i dzieciom. Obecnie trwa zbiórka na stoły i krzesła do miejsca, gdzie będą wydawane posiłki.

List

Jest w Polsce ogrom pracy do wykonania i zamiast przyjmować osoby z zewnątrz, należy udzielić wsparcia osobom w naszym kraju.

Jestem przeciwny skazywaniu polskich dzieci na śmierć poprzez odmowę finansowania skutecznych terapii. Jestem przeciwny finansowaniu pobytu cudzoziemców, podczas gdy maltretowane kobiety nie mają gdzie się podziać i zostają z męskim oprawcą.

Jeśli naprawimy sytuację w kraju, możemy wtedy zaprosić syryjskie kobiety i dzieci. Młodych, silnych, samotnie szturmujących granice mężczyzn w wieku poborowym, którzy porzucili w ogniu wojny swoje żony i dzieci, nie powinniśmy przyjmować nigdy.

Nie można mieć klapek na oczach. Węgry powiedziały stanowczo swoje stanowisko, Czechy tak samo. Nam przyjdzie powiedzieć swoje na jesiennych wyborach. Jeśli nie za afery podsłuchowe, bajki o zielonej wyspie, wzrost deficytu, to za olewanie społeczeństwa należy się czerwona kartka.

PS Jako, że lubię dużo podróżować, poznawać kultury danych regionów i ich mieszkańców, mam także wielu znajomych wśród muzułmanów. Miałem zarazem okazję być w meczecie w czasie modłów i rozmawiać o wielu sprawach z miejscowym imamem. Bez problemu nocowałem też w trakcie podróży u wyznawcy islamu, nawet trzymałem w rękach jego dywanik modlitewny 😉 Korzystałem również z usług syryjskich dentystów (nawet nie było źle), a podczas okresu studiów zagranicznych chodziłem na zajęcia razem z liczną grupą muzułmanów. Generalnie większość z poznanych osób bardzo lubię i utrzymujemy kontakty po dziś dzień.

Niemniej jednak parę razy zostałem zaskoczony. Widok muzułmanów opróżniających w akademiku śliwowicę i tekst „Allah nie widzi, więc możemy”, udawanie, że kobiety na recepcji w hotelu nie są ludźmi (odwracanie wzroku i brak odpowiedzi na pytania w oczekiwaniu na podejście mężczyzny), kopanie swojej żony(?) w tyłek jako komenda, by szła szybciej niosąc bagaże (facet był bez) to tylko niektóre z wydarzeń. Najbardziej rozbroił mnie kolega tekstem: „Marek, ja Cię bardzo lubię, ale ty wiesz, że będziesz musiał przejść na islam, bo kiedyś możemy się spotkać w innych okolicznościach” 😉

Tyle z moich doświadczeń. Dodam jeszcze tylko, że w krajach nastawionych na turystykę muzułmanie są niezwykle przyjaźni i otwarci. Wiedzą, że zadowolony klient to miejsca pracy dla nich i ich rodzin. Natomiast człowiek, który nie ma nic do stracenia, jest łatwiej podatny na manipulacje i łatwiej go namówić do wysadzania niewiernych. W sporej mierze bieżący kryzys będą wykorzystywać bojówkarze/terroryści (wczoraj jednego złapano na Węgrzech – a ile setek/tysięcy przeszło kiedy nie było płotu?), by przenikać do Europy, tworzyć akcje werbunkowe i atakować. Chciałbym się mylić, ale przeszłość uczy nas co się może wydarzyć i nie chodzi nawet o tę daleką kiedy islamiści wymordowali 1,5 mln Ormian, ale i tę niedawną, kiedy to masowe mordy chrześcijan przechodzą bez echa (UWAGA – link zawiera drastyczne zdjęcia zbrodni islamistów).

 

Komentarze 16 komentarzy

Bo musicie drodzy forumowicze wiedzieć, że aczkolwiek na świecie toczy się dziś wiele wojen, to kluczowa jest konfrontacja między szeroko pojętym światem chrześcijańskim a islamskim. Rywalizacja ta toczy się od czasów powstania islamu. Wynik tej rywalizacji jest niestety niekorzystny dla chrześcijan. Przypomnijmy że w VII-IX wieku islam dokonał podboju Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej i Hiszpanii. Chrześcijanie byli w defensywie, nawet jeżeli zwyciężali, to było to tylko odzyskiwanie straconych pozycji (Reconquista hiszpańska, a nawet krucjaty). Kiedy wydawało się że zapanowała równowaga doszło do ekspansji imperium osmańskiego na Bałkany i Węgry oraz likwidacji Bizancjum (Jednej z dwóch stolic chrześcijaństwa). Węgry udało się odzyskać dla chrześcijaństwa już w XVII wieku (Wiedeń, Sobieski), a następnie w XIX wieku i na początku XX (upadek Turcji, wojny bałkańskie).
Dziś następuje kolejna ekspansja islamu w Europie. Nie będę się rozpisywał na temat Zachodu, bo szkoda klawiszy. W każdym razie czeka nas niedługo kalifat paryski bądź berliński. Na wschodzie Tataro-Czeczenia zamiast Rosji. Krym nie będzie ukraiński ani rosyjski, tylko będzie turecki. Turcja zrywająca z zasadami świecxkimi będzie ogniskować wokół siebie świat islamski, będzie też prowadzić ekspansję na Bałkanach. Tam sytuacja jest arcyciekawa i zła jednocześnie. Otóż tamtejsze narody chrześcijańskie wymierają, a muzułmanie tamtejsi wykorzystują to perfekcyjnie. Dlatego Kosowo jest dziś albańskie a BiH jest krajem de facto muzułmańskim. Kolejne będą Macedonia (dziś jest tam 30% muzułmanów i tylko 60% chzescijan-Macedończyków depopulujących się w zawrotnym tempie), Czarnogóra (25% muzułmanów) i Serbia (bez Kosowa 10% muzułmanów).
Co w tej sytuacja powinna zrobić Polska jeżeli chce zachować swą tożsamość.
1) Wyjść z UE (gdyż UE będzie kalifatem, a my jako województwo polskie będziemy prowincją tegoż).
2) Dzietność minimum 2,5 dziecka na rodzinę.
3) Sprowadzić do Polski Polaków z krajów ościennych (w pierwszej kolejności z muzułmańskiego Kazachstanu).
4) Dbać opodtrzymanie więzi z Polakami na zachodzie (tzw. emigracją zarobkową). Ci ludzie jak zaczną się prześladowania chrześcijan na Zachodzie (tzn. masowe obcinanie głów) sami będą tu uciekać.
5) Nawet jeżeli to spełnimy, to musimy pamiętać że będziemy mieć ciekawych sąsiadów (por.powyżej). Zatem postarać się o broń atomową i militaryzację społeczeństwa (na wzór Izraela).
6) Podjąć współpracę z innymi krajami chrześcijańskimi przede wszystkim USA, Węgrami, Rumunią, Pribałtyką, ewentualnie Ameryką Łacińską.

Brawo ! Cała prawda !

Marku chyba podsłuchiwałeś, bo dosłownie wczoraj wieczorem na identyczne tematy rozmawiałem z dwójką moich znajomych i do podobnych wniosków doszliśmy 🙂

ps. Kiedy zawitasz do Poznania? 🙂

Pozdrawiam

🙂

PS Chętnie bym wpadł do Was już teraz, ale najpewniejszy będzie termin wiosenny 🙂

Mam bardzo podobne przemyślenia we wszystkich poruszonych wątkach. Dodałbym jeszcze tylko aspekt dotyczący kraju, który ten budrel na Bliskim Wschodzie wywołał. Strażnicy demokracji, którzy dzisiaj potrafią tylko z powietrza gasić pożar który sami wywołali a który wydaje się już nie do opanowania. Narobić syfu i zostawić go Europie, niech się martwi. Ot, mądra polityka.

Wbrew pozorom jest to bardzo mądra polityka ze strategicznego punktu widzenia. Skutecznie pozbywa się konkurenta z wyścigu, gdyż nikt nie będzie traktował € jako bezpiecznej waluty rozliczeniowej widząc, że jaki tu panuje chaos.

Niegdyś jeden z Maghrebskich wodzów chciał stworzyć alternatywną złotą walutę do rozliczeń za ropę i dziś jego kraj dalej spływa krwią i leży w gruzach. Teraz sprawdzone metody przenosi się dalej. Oby nie wyszło paradoksalnie, że obrońcą ruszającym z odsieczą będzie Car ze Wschodu 😛

W temacie polityki: głośno jest o wystąpieniu JK:
https://www.youtube.com/watch?v=N1A4V2HBZDk

Media głównego nurtu od razu podłapały wątek Szwecji. Szkoda, że mają krótką pamięć:

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t1.0-9/12011270_1157822784231240_2647997699386194064_n.png?oh=e820f9244de88b44c8584da1c9d35a43&oe=5666FE96

@Milan – genialne! Pokazuje to też dobitnie kłamstwa i manipulacje mediów, które zwykli ludzie traktują jako źródło informacji przez co są karmieni głupotami i sterowani jak marionetki na sznurku.

A mnie Marku zainteresowałeś tym wątkiem „kopania kobiety w tyłek”. Wyobrażam sobie jak musiało Cię to zaszokować – mam nadzieję, że zaszokowało by każdego. Rzecz w tym, że poglądy każdego człowieka, bez wyjątku, zależą od stanu jego wiedzy i znajomości faktów. Śmiem twierdzić, że na świecie panowałby pokój i ład jakiego oczekują wszystkie kandydatki na Miss, gdyby każdy miał taką samą wiedzę. Najłatwiej będzie mi to zobrazować na przykładzie. Weźmy aborcję. Jestem przekonany, że dla miażdżącej większości ludzi będących jej zwolennikami jest to najzwyklejszy na świecie zabieg, nie różniący się wiele od jakiejś ingerencji chirurgiczno-plastycznej – ot, usunięcie z ciała niepożądanego elementu. Byłbym skłonny postawić niemałe pieniądze na to, że zwolennicy aborcji (ale piękna nazwa) nie mają pojęcia o tym, że już 5-tygodniowe dziecko (tzw. płód) ma bijące serce, a 10-tygodniowe wygląda praktycznie jak dorosły człowiek, tylko w wersji mini – ma ręce, nogi, głowę, wszystkie narządy. W wielu krajach aborcja dopuszczalna jest do 22. – 24. tygodnia ciąży – znane są przypadki, że dziecko w takim wieku płodowym dało się uratować, gdy przychodziło na świat. Znane są również przypadki nieudanej aborcji, przeżytej przez dziecko. Samo zabójstwo wygląda naprawdę makabrycznie i wielu lekarzy nie wyobraża sobie wykonywania wyroków – polega na zabiciu dziecka w łonie i wyjmowaniu kolejnych partii ciała dziecka – nóg, rąk, korpusu, itd., dosłownie wrzuceniu ich do worka i wyrzucenie na śmietnik. Jakoś ciężko jest mi sobie wyobrazić, że ktoś zdrowy na umyśle znając te fakty był zwolennikiem aborcji, nie wspominając o aborcji na życzenie („bo nie jestem gotowa”, „bo dostałam awans”, „bo muszę zrobić karierę”, „bo mnie nie stać”). Temat jest szeroki o głęboki jak ocean, nie dotknąłem nawet podstaw podstaw, ale to miał być tylko przykład, więc koniec. Dążę do tego, że (jak pisałem) poglądy zależą od stanu wiedzy, często wiary. Dlatego „kopanie w tyłek” oczywiście by mnie zaszokowało, ale rozumiem takie zachowanie muzułmanina. Jeśli jest głęboko wierzący i ma w tym swoim Koranie napisane, że kobieta jest kimś gorszym, tak też został wychowany i nie ma nawet innych wzorów, no to dlaczego nie miałby jej w tyłek nie kopać? Jestem pewny, że nie widzi w tym kompletnie niczego złego. I nawet trudno mieć do niego o to pretensje. Ale to jest też żelazny powód do tego, że lepiej, żeby muzułmanie się do Polski nie pakowali. Podejrzewam, że gdyby któryś z nich został zauważony na polskiej ulicy, jak kopie żonę w tyłek, to zostałby zlinczowany i nie sądzę, żeby ktoś w tym momencie deliberował, z jakiej on jest kultury. No cóż, trochę już straciłem wątek i nie chce mi się go ponownie łapać, więc już nie przynudzam 😉 na koniec jeszcze tylko wrócę do nazwy aborcja. Równie mocno rozbawia mnie biegunka. Pamiętam, że jak byłem mały to nie mogłem pojąć co to jest ta biegunka, myślałem, że to jakaś choroba, w sensie przeziębienie. A to przecież zwykłą, poczciwa sraczka 🙂

Bardzo trafne spostrzeżenia. Poziom wiedzy jest zawsze kluczowy i niestety nie zawsze idzie w parze z wyższych wykształceniem.

Kiedyś znajoma lekarka opowiadała jak przyszła raz do niej stała pacjentka i zrobiła wielką awanturę na całą przychodnię, gdyż się okazało, że od kilku lat nie potrafi zajść w ciążę, więc postanowiła wyrzucić swoje żale na ginekolożkę, gdyż przyczyną były przepisywane przez nią pigułki antykoncepcyjne.
Tylko, że jasno i wyraźnie pisało w ulotce, na liście działań niepożądanych, że tak może być. Gdyby ludzie czytali ulotki i byli bardziej świadomi działania niektórych środków, nie pukali by się w głowy, na odradzanie środków wczesnoporonnych, gdyż sporo pigułek nie zapobiega ciąży, tylko doprowadza do śmierci żywej istoty poprzez zagłodzenie. No ale o tym wie jedynie garstka inteligentnych osób, a reszta łyka wszystko co jest na topie.

Prawda Marku. Co nieco mógłbym na ten temat poopowiadać, ale to chyba nie jest właściwe miejsce na tego typu wywody 🙂 może tylko jedna ciekawostka jeszcze, bo to naprawdę wyjątkowo ciekawa sprawa: otóż mało kto również wie, że badania jednoznacznie wskazują, że tzw. metoda naturalnego planowania rodziny jest dalece bardziej skuteczną formą „antykoncepcji” od chociażby prezerwatywy, czy właśnie pigułek antykoncepcyjnych… Ciekawe, prawda? 🙂 nawet się kiedyś w pewnym wywiadzie w UK w mainstrimowym programie pewnemu „fachowcowi” wymsknęło, że prawdopodobnie producentom tabletek antykoncepcyjnych uda się niedługo dojść do skuteczności metod naturalnych 🙂

Drogi Marku i Szanowni Czytelnicy
Dane przedstawiające nasz deficyt budżetowy są delikatnie mówiąc niepełne i jako takie nie przesądzają o tym czy w naszym kraju, pod tym względem dzieje się źle czy też dobrze. Z przykrością to piszę, ale takie „popierdółki” krążące po Internecie mają jedynie walor emocjonalno – ogłupiający, a uchodzą za niby merytoryczne. I naprawdę szkoda że tu też zawitały, gdyż obniżają fachowość tego bloga. Zaznaczam że nie chodzi mi o wybielanie czy przyczernianie takiej czy innej partii politycznej. Chodzi mi o rzetelne przedstawienie zagadnienia jakim jest wspomniany deficyt budżetowy, jeśli już zostało to poruszone. Jako mgr ekonomii czuję się wywołany do tablicy, gdyż na studiach na wiele sposobów wałkowaliśmy przeróżne dane gospodarcze i ten temat, przynajmniej w podstawowym wymiarze jest mi znany.

Na początek zwróćmy uwagę na aktualność danych. Kończą się na 2010 roku. Szkoda że autor tego wykresu lub ktoś inny nie pokusił się o jego aktualizację. Nie ma tez mowy o tym że dane za 2009 i 2010 rok są szacunkowe. Jeśli zajrzymy na: http://stat.gov.pl/wskazniki-makroekonomiczne/
to dowiemy się że faktyczny deficyt w tych latach wynosił odpowiednio: 23,8mld zł i 44,6 mld zł. Prawda że się nieco różnią? A dalsze lata wyglądają następująco:
2011: 25,1 mld zł
2012: 30.4 mld zł
2013: 42,1 mld zł
2014: 28.9 mld zł (wartość szacunkowa)
Powyższe dane, jak i dane z wykresu ujęte są w cenach nominalnych (bieżących). Ciekawy obraz powstanie jeśli uwzględnimy wpływ inflacji. W 1991 roku mieliśmy nominalnie 3.1 mld zł deficytu. Po uwzględnieniu inflacji jest to 27 mld zł. Łopatologicznie ujmując 3,1mld zł w 1991 roku było warte tyle co w 2015 roku warte jest 27mld zł. Za 3,1 mld w 1991 r można było nabyć tyle samo dóbr i usług ile dziś można kupić za 27 mld. W 1992 roku deficyt wyniósł nominalnie 6,9 mld zł, a realnie w cenach z 2015 roku 41,4 mld zł. Jest to wzrost o 53,3% w relacji do roku poprzedniego, uwzględniając inflację. Inne przykładowe wartości deficytu budżetowego urealnione o wskaźnik inflacji:
1995: 18,69 mld zł
2000: 20,13 mld zł
2005: 31,49 mld zł
Do wyliczenia wskaźnika korygującego przyjąłem średnioroczny poziom inflacji na styczeń kolejnego roku.

W 2007 roku rzeczywiście mieliśmy jeden z niższych deficytów budżetowych. Jednak nie oznacza to że całkowite zadłużenie finansów publicznych wtedy zmalało. Jeśli całkowity dług publiczny porównany do kredytu, to deficyt budżetowy jest jakby kolejnym kredytem który rząd zaciągnął w danym roku (to w uproszczeniu, gdyż zadłużenie finansów publicznych obejmuje również budżety jednostek samorządowych – JST, a my rozmawiamy o budżecie centralnym). W 2007 roku nasze zadłużenie nie zmalało, tylko powiększyło się o 16 mld zł (nie licząc wzrostu zadłużenia JST), co w porównaniu z poprzednimi laty stanowi znaczny spadek tempa przyrostu zadłużenia publicznego. Ponadto we wspomnianym 2007 roku mieliśmy lokalny szczyt tempa wzrostu PKB, co powinno politykom ułatwiać decyzje o niższym deficycie. Szkoda że tak się nie stało w kolejnych latach.
Polska ma całkowite zadłużenie na poziomie niższym od 60% PKB. Jest to granica zadłużenia uznawana za bezpieczną. Są kraje zadłużone nawet powyżej 100% swojego PKB (USA, Japonia, Włochy, Grecja), jak i poniżej 10% swojego PKB (Białoruś, Kazachstan), (dane za 2012 rok) Można się spierać czy nasze zadłużenie jest duże czy małe. W całej tej „zabawie” chodzi o to by tempo wzrostu zadłużenia nie przekraczało tempa wzrostu PKB, czyli żeby kredyt, a w ślad za nim odsetki które trzeba spłacać, nie przegonił tempa wzrostu dochodów. Zredukować kwotowo poziom zadłużenia jest niezwykle trudno, wręcz jest to niemożliwe. Można jedynie zmniejszyć jego relację w odniesieniu do PKB. W Polsce dokonano jednak niemożliwego, kiedy ograbiono nas z części oszczędności emerytalnych (reforma OFE z 2013 roku). W ekonomii istniej pewna nieformalna zasada mówiąca że to co korzystne jest dla pojedynczego obywatela, nie jest korzystne dla państwa i odwrotnie. Ta reforma potwierdziła to w pełnej krasie. Było to korzystne dla finansów państwa, ale nie dla poszczególnego człowieka.

Niedawno pewien polityk (nie z PiS, ani nie z PO, ale też nie prezydent; niestety nie zapamiętałem kto) palnął – bo tak to można tylko to nazwać – że w Polsce rośnie bezrobocie. Jak takiemu nieukowi który nie ma pojęcia o jednym z podstawowych wskaźników makro i raczej nie wykazuje chęci by go zgłębić, powierzyć bardziej odpowiedzialne zadanie niż obsługa łopaty? Nie wie tego co przeciętny student ekonomii powinien recytować wyrwany w nocy ze snu. Jeśli sami nie będziemy wymagać od polityków rzetelności i kompetencji to nikt inny za nas tego nie zrobi. Można dyskutować czy bezrobocie jest duże czy małe, ale wystarczy spojrzeć na wykres by zauważyć jaką tendencje ma stopa bezrobocia, a nie gadać bzdury pod publikę. Jeśli nie ufał oficjalnym danym to mógł powiedzieć skąd ma inne wyniki i dlaczego wyszedł mu odmienny rezultat.
Migracja zarobkowa będzie istniała tak długo, jak długo będą istnieć kraje bogatsze od Polski. Żadne ustawy i deklaracje polityków tego nie zmienią, póki poziom rozwoju Polski i bogatszych krajów względnie się nie wyrówna. Póki organizacja naszego kraju się nie poprawi.

Polska zieloną wyspą. Od początku rozumiałem ten termin jako okres, szczególnie w latach 2009 – 2010, gdzie Polska miała dodatni przyrost PKB, mimo że reszta krajów UE miała w tym okresie ujemny przyrost (ich gospodarki mierzone PKB kurczyły się). I nic ponad to. To że byliśmy wtedy na zielono, nie uprawnia polityków do stwierdzenia że jesteśmy nadal na uprzywilejowanej pozycji. Po prostu uniknęliśmy wtedy spadku PKB, prawdopodobnie dzięki środkom z UE.

Wbrew temu co napisał Marek, powiem że jesteśmy mniej lub bardziej krajem zamożnym. Porównując się do kogokolwiek zawsze znajdziemy kraje bogatsze od nas i wiele więcej krajów uboższych. To że jest tak wielu potrzebujących, którzy nie mogą doprosić się o pomoc, nie świadczy że jesteśmy ubodzy, tylko o tym że redystrybucja naszego bogactwa nie działa prawidłowo. Na to nakładają się bzdurne przepisy i już wielu osobom ciśnie się na usta porównanie funkcjonowania naszego kraju z jakąś republiką bananową.

To tyle mojego nieco długiego wpisu. Myślę że osoby nieobeznanie z tym tematem, bardziej krytycznie będą oceniać tego typu informacje. Jednocześnie wiem ze ledwo co musnąłem problematykę deficytu budżetowego, przekazaną w dość uproszczony sposób. Jak zasugerowałem na wstępie, nie da się jednym prostym wykresem z jedną zmienną, ocenić w miarę rzetelnie stanu finansów naszego kraju. Wiem Marku że przywiązujesz wagę do maksymalnej prostoty danych – to jedna z tajemnic sukcesu giełdowego. Jednak tutaj ta zasada nie działa. Finanse publiczne to lawina różnych wielkości, relacji, to liczby, tabelki, zestawienia, a wszystko ujęte w szeregi czasowe. Nawet mając pełny obraz, ocena tego wszystkiego nie jest jednoznaczna. Mam nadzieję że nikogo tym wpisem nie uraziłem. Chodzi mi jedynie o rzetelne podejście do tematu, by nie dać się ogłupiać w jedną czy drugą stronę.

PS. @Milan. Dzięki za wpis. Miło widzieć pana JK wypowiadającego się tak rzeczowo.

Dzięki za fajny akademicki wpis 🙂 Jednak jednostki samorządowe, jak nazwa wskazuje są samorządne, więc działają na swój rachunek – raz lepiej, raz gorzej, a wydatki budżetowe są w rękach rządu, więc nie łączmy tych dwóch osobnych budżetów 🙂

Co do zamożności, to sam widzę, patrząc bo środowisku swoich przyjaciół i znajomych, że wzrasta dynamicznie liczba milionerów, firmy niedawno raczkujące, dziś już eksportują towary, a czasami spotkania po latach wyglądają jakby jeden koncern z Bawarii miał swój salon na parkingu pod restauracją, w której debatujemy 😉 Jednak widzę również ile osób nie ze swojej winy przechodzi dramaty życiowe i staram się ich regularnie wspierać finansowo, czy rzeczowo np. niedawno kupując laptopa fajnemu i pracowitemu chłopakowi, którego ojciec jest pijakiem i nie ze swojej winy ma pod górkę.

Trzeba też rozróżnić kwestie bogactwa, bo człowiek jest tylko tyle wart, ile jest w stanie pomóc innym. Ktoś może być biedakiem intelektualnym i emocjonalnym mającym znaczne pieniądze, ale nigdy nie będzie można mówić o tym, że jest bogaty. Bycie bogatym to dualny stan ducha i zasobności portfela. Jeśli tego pierwszego brakuje, to jest się tylko biedakiem, któremu niezliczone kwoty na koncie nigdy nie wystarczą i zawsze będzie mało i mało 😉

Ostrożnie ze statystykami bo to wdzięczne narzędzie do manipulacji stosowane wszem i wobec przez media a także w internecie.

A dlaczego niby mamy przyjmować za pewnik że teoria ekonomii wykładana na uniwersytetach jest słuszna? Tylko dlatego że jest wykładana na uniwersytecie? Dlaczego własnie ten sposób rozumowania jest uznawany za właściwy? Komplikowanie tak naprawdę stosunkowo prostych mechanizmów, przekazywanie tego skostniałego sposobu postrzegania spraw nowym adeptom, i koło się zamyka – a fakt jest taki jaki jest – jak się wydaje więcej niż się zarabia to się jest w czarnej dupie za przeproszeniem, i nie zmienią tego żadne matematyczno-finansowe sztuczki. Bez względu czy mówimy o budżecie domowym czy państwowym – jedynie tylko że w tym drugim przypadku konsekwencje odsuwają się znacznie w czasie, na kolejne pokolenia. Ja się zgodzę że Polska to bogaty kraj – problemem jest totalny prymitywizm sfer rządzących ze wszystkimi tego konsekwencjami dla kraju (nie dbamy o kraj, zgadzamy się na co popadnie w zamian za stołki w Sojuz European Union (patrz czołowy polski karieriowicz Tusk) i dlatego jest jak jest. I sądzę że dłuuuugo się nie zmieni, … a na uniwerkach dalej będą durne teorie wykładać, aby mieć zajęcie za publiczne pieniądze, jak i podtrzymać jedyną słuszną szkołę myślenia… A już całkowicie rozbawia mnie przyjmowanie za pewnik danych o inflacji podawanych przez rząd czy publiczne urzędy…jak i jakiejkolwiek innej statystyki, jak to było choćby z zieloną wyspą we wspomnianym okresie -przecież na zdrowy rozum to jest prefabrykowane tak aby było dobrze w tabelkach. Nie pamiętam już dokładnie źródła tych danych, ale od roku 2004 podaż pieniądza w Polsce wzrosła o ponad 180%, więc informacje z GUS na temat inflacji w świetle tych cyfr to można sobie między bajki wsadzić… No ale to temat rzeka, i nie miejsce tutaj się rozciągać.
Napisze jeszcze tylko tyle, że w kilka lat temu dla rozruszania szarych komórek w wieku średnim wymyśliłem że sobie dorobię fakultet z ekonomii i finansów i udałem się „po wiedzę” na jedną z bardziej renomowanych uczelni kraju. W szczególności interesowało mnie co w trawie piszczy na temat giełdy i finansów… i gdybym po pierwszym semestrze nie trafił do Marka na szkolenia z esencji spekulacji i ichimoku, – to nic bym z tej renomowanej uczelni pożytecznego na interesujące mnie tematy nie wyniósł :)) Wałkowanie książkowej teorii i nic więcej, strata czasu i energii
Pozdrawiam