Parę refleksji o pieniądzach na Wielki Tydzień i Wesołych Świąt Wielkiej Nocy

Posted by Marek | Posted in inne | Posted on 11-04-2017 1:06 pm

11

Trwa właśnie Wielki Tydzień, także warto wykorzystać ten czas, by się zatrzymać i spędzić go z rodziną, gdyż jest to bezcenne. Zarazem chciałbym złożyć Czytelniczkom i Czytelnikom jak najlepsze życzenia, by Święta Wielkiej Nocy były radosne, pogodne i miło spędzone w rodzinnym gronie.

Na koniec chciałbym pozostawić do własnych refleksji pewien temat, który według statystyk jest niepokojący, gdyż zawsze ze smutkiem reaguję, gdy docierają do mnie wieści, że ktoś z moich przyjaciół natrafił na kryzys w związku i szykuje się rozwód, w którego centrum znajdują się dzieci i to one najmocniej obrywają rykoszetem. Nierzadko są to osoby piastujące bardzo dobrze płatne wysokie stanowiska, także bez względu na zasobność portfela, takie rzeczy się zdarzają. Dlatego tak ważna jest pielęgnacja więzi i systematyczne dbanie o płomień ogniska domowego. Utraconego czasu nigdy nie zrekompensują pieniądze, zatem warto zachować czasem umiar i zamiast na pracę poświęcić czas rodzinie.

Poniżej przytaczam fragmenty niezwykle genialnego artykułu autorstwa Jacka Kaniewskiego, które obrazują dzisiejszy stan rzeczy i czyhające pułapki na przykładzie rodziny Malinowskich.

Andrzej Malinowski jest jednym z głównych elektryków w fabryce. Codziennie o 7.00 rano bierze kanapki i wychodzi do pracy, żeby zdążyć na 7.15. Kiedy wraca do domu po godzinie 15.00, razem z żoną Anną i trójką dzieci siadają do obiadu. Po południu Andrzej odpoczywa, najczęściej zatapiając się w lekturze prasy, dzieci odrabiają lekcje. Wieczorem odwiedzają ich znajomi. Panie rozmawiają o dzieciach, panowie o nowym projekcie, który aktualnie wspólnie opracowują w fabryce.

W sobotę Malinowscy najczęściej odwiedzają rodziców Anny, czasem jadą na dłuższy spacer do lasu za miastem. W niedzielne popołudnie najstarszy syn, Wojtek, niemal rytualnie zasiada z ojcem do warcabów. Wakacje spędzają na wsi u rodziców Andrzeja. Andrzej jest jedynym z siódemki rodzeństwa, któremu udało się porzucić wieś, zdobyć zawód i pracę w mieście. Andrzej i Anna są porządnym, uczciwym, po prostu „dobrym” małżeństwem. Anna dba o dzieci i dom, ale także pielęgnuje więzi z rodziną i przyjaciółmi. Andrzej przede wszystkim zapewnia rodzinie utrzymanie, a także pomaga Annie w rozwiązywaniu poważniejszych problemów wychowawczych i podejmowaniu ważniejszych domowych decyzji. Czasem się kłócą, czasem nie mogą się zrozumieć, ale w takich trudniejszych sytuacjach Anna może zawsze wypłakać się siostrze. Anna i Andrzej są szczęśliwi, że nie dotykają ich takie kryzysy małżeńskie, jak niektórych znajomych.

Wojciech Malinowski, najstarszy syn Andrzeja i Anny, wyjechał na studia do Warszawy, skończył prawo i obrał ścieżkę kariery adwokackiej. W 2010 roku, mając 30 lat, ożenił się z Agnieszką, uroczą absolwentką ekonomii, którą poznał podczas Erasmusa w Lizbonie. Kiedy brali ślub, Agnieszka miała już dobrą pracę jako doradca finansowy w warszawskiej sieci salonów samochodowych. Cztery lata później przyszło na świat ich pierwsze dziecko. Oboje jeżdżą do pracy swoimi samochodami, wymieniając się co tydzień obowiązkiem podwożeniem córeczki do żłobka. Żeby spokojnie dotrzeć do swoich biur na 8.00 muszą wyruszyć około godz. 7.00.

Praca obojga jest trudna, stresująca, wymaga skupienia i szerokich kompetencji, ale nagrodą jest rozwój osobisty i pensja z atrakcyjnymi dodatkami socjalnymi. Młodzi Malinowscy wracają do domu najwcześniej około 18.00 (praca do 17.00 z obowiązkową godzinną przerwą na lunch, po pracy drobne zakupy). Córeczkę ze żłobka odbiera niania.

Zarówno małżeństwo Andrzeja i Anny, jak i Wojtka i Agnieszki, to typowe dobre małżeństwa swoich czasów. Związki ludzi uczciwych, pełnych dobrej woli i zwykłych ambicji, wolnych od patologii, w istocie podobne do tysięcy rówieśników. Co takiego zmieniło się w społeczeństwie, że przeciętne małżeństwa zawierane po II wojnie światowej potrafiły przetrwać trudne chwile i ocalić związki, w kolejnym pokoleniu rozpada się już co piąte małżeństwo, a w następnym co trzecie?

Wśród głębszych przyczyn (czynników) wzrostu liczby rozwodów najczęściej wymienia się m.in. zmiany w systemie wartości, spadek religijności, indywidualizm, seksualizację relacji, społeczne przyzwolenie na rozwody czy konsumpcyjny styl życia.

Przy tak wysokich wskaźnikach rozwodów nie można już przecież powiedzieć, że rozpadają się tylko związki patologiczne, złe, czy takie, w których brakuje dobrej woli małżonków. Nie mamy już do czynienia wyłącznie z marginesem ludzkiej słabości, który obecny jest na obrzeżach wszystkich dziedzin życia. Musi działać jakiś czynnik wzmacniający zwykłe, przeciętne problemy, który sprawia, że kryzysy możliwe do zażegnania w sprzyjających warunkach, masowo stają się przyczyną rozpadu potencjalnie dobrych małżeństw.

Powojenne pokolenie statystycznych państwa Malinowskich (dziadków) mieszkało na wsi. Podział ról w wielopokoleniowej rodzinie był jasny. Więzi wzmacniał wspólny przedmiot troski, jakim było gospodarstwo oraz wychowanie dzieci. Żona czuwała nad mężem, będąc blisko niego, on dawał jej poczucie bezpieczeństwa i stałości rodziny.

Drugie pokolenie, Andrzeja i Anny, zaczyna spełniać marzenie o wygodnym życiu w mieście. Mężczyzna zostaje wyrwany z tradycyjnego, okrzepłego przez setki lat stylu życia i idzie do pracy. Żona zaczyna tracić kontakt z mężem w zakresie  emocji związanych z pracą. W życiu wiejskim dobrze wiedziała, czym w danej chwili się zajmuje, często mu pomagała, wspólnie radzili się  w sprawach dotyczących gospodarstwa. Nie musieli umieć ze sobą szczególnie rozmawiać, wszystko było wiadome, oczywiste, rozumieli się bez słów. W pracy w fabryce przestało to mieć sens. Nie mieli w tej przestrzeni wspólnych tematów. W życiu wiejskim żona dobrze wiedziała, z kim mąż pracuje – z ojcem, braćmi, kuzynami, sąsiadami, synami. Po przeprowadzce do miasta pojawili się obcy koledzy z pracy, jakiś szef, kierownik, sekretarka. Ale głównym celem pracy i stylu życia było utrzymanie rodziny i dobre wychowanie dzieci, co wciąż bardzo scalało więź małżonków. Jednak nikt nie nauczył ich rozmawiać, a trzeba było już sobie dużo opowiadać. Na szczęście był na to wspólny czas – długie popołudnia, wieczory, weekendy. Choć nie wszyscy z niej korzystali, to jednak była jakaś szansa na bliskość.

Tej szansy pozbawieni są już młodzi Malinowscy, Wojtek i Agnieszka. Oni nie mają czasu na uwspólnienie życia, podzielenie się emocjami. Zwłaszcza, że większość przeżyć „dzieje się” poza domem, poza małżeństwem. W poprzednim pokoleniu zwornikiem była mama, która nie pracowała poza domem. Rodzina była całym jej życiem, więc walczyła o przetrwanie, kiedy bywało trudno. Teraz Agnieszka chodzi do pracy, jak większość jej rówieśnic. I w zasadzie niezależnie od tego czy musi, czy tylko chce, niezależnie od tego czy jest dyrektorem w banku, czy obsługuje kasę w wielkim sklepie dyskontowym – nie ma czasu na budowanie więzi z mężem. Żyją w dwóch, często wspaniałych, ale odrębnych światach. Niby mają jeszcze wspólne dzieci, ale ich aktywność wychowawcza sprowadza się do wyboru niani, szkoły, trenera, nauczyciela skrzypiec – oni zrobią już resztę.

Wojtek i Agnieszka Malinowscy są dobrym nowoczesnym małżeństwem. Dobrym w czasie pokoju, choć i wtedy łatwo nie jest. Ale oni teraz są na wojnie. Ich przeciwnikiem jest antymałżeński system układów społeczno-gospodarczych, który narzuca określony antymałżeński styl życia. Bo cóż mogą zrobić – za coś trzeba żyć.

A w tym systemie nie ma już zwykłej pracy. Jest tylko praca dla ambitnych, twórczych, zaangażowanych – w takiej pracy nie da się nie spalać, nie da się udawać, że jest tylko dodatkiem, ona staje się całym życiem, nawet wówczas, gdy się jej nie lubi (choć najczęściej się ją kocha). Praca nie jest dostosowana do potrzeb życia rodziny, to życie rodziny jest dostosowane do pracy. Do tego dochodzą uroki miasta – godziny zmarnowane na dojazdy, nerwy, pośpiech. Z czasem Wojtek Malinowski ma znacznie więcej wspólnych emocji i ważnych przeżyć z koleżanką z kancelarii niż z własną żoną. Wspólna praca, zwłaszcza ciekawa i twórcza, bardzo zbliża. To zbliżenie wzmacniają wyjazdy na delegacje, też przecież potrzebne.

Agnieszka jest w małżeństwie coraz bardziej samotna, czuje obcość swojego męża, brakuje jej czułości, zaangażowania, a drogie perfumy nie zaspokajają jej potrzeby bycia wysłuchaną, bezpieczną i kochaną. Wolne chwile Wojtek stara się poświęcać dzieciom, żeby miały ojca, zwłaszcza, że Agnieszka staje się nieznośna – ciągle ma pretensje o to, że mąż nie ma dla niej czasu, że nie wie jakie problemy mają dzieci w szkole, a prezent na jej urodziny znowu kupowała jego sekretarka. Napięcie rośnie. Wojtek tym bardziej ucieka w pracę, bo tam jest ważny, bezbłędny i wszyscy go podziwiają, Agnieszka gaśnie, zamyka się w sobie, skupia się na dzieciach, ale w głębi serca narasta w niej…

Źródło: http://jagiellonski24.pl/2017/02/14/dobre-malzenstwo-musi-sie-rozpasc/

 

Komentarze 11 komentarzy

Marku, dzięki za ten wpis, jest on kwintesencją tego jak to w tej chwili wygląda w społeczeństwie. Niestety bardzo wiele ludzi w tym i ja, chciałoby żyć jak dziadkowie Malinowscy, sam żyję w dużym mieście całe życie, i dopiero kiedy zacząłem bywać częściej w mniejszym, zobaczyłem jak duża jest różnica w mentalności ludzi, w szybkości życia. W dużym mieście wszyscy gdzieś się spieszą, nie patrzą na innych, w blokach mamy setki sąsiadów, a osobiście nie znam prawie ani jednej osoby oprócz starych znajomych, jesteśmy anonimowi, mimo że tak blisko innych, po części wg. mnie bloki to takie czasem niewidzialne więzienia.

Ilość bodźców które docierają do nas są wprost niewyobrażalne w dużych aglomeracjach i zauważyłem to , że będąc po prostu w mniejszym mieście czuje się jak na wakacjach. Osoby z mniejszych miast w dużych z reguły czują się nim przytłoczone co wywołuje dodatkową frustracje i stresy.

Dlatego osobiście postanowiłem że nie chcę mieszkać w dużym mieście, obcowanie z naturą, cisza i spokój jest czymś co pozwala nam cieszyć się życiem i dzielić je z najbliższymi. Myślę że część osób ma podobnie, jednak problemem najczęściej jest brak finansów aby takie marzenie zrealizować, przez co tylko co niektórym się udaje, a większość jest „zmuszona” pozostać w dużych miastach i wejść w wir pracy z nadzieją że może kiedyś się to zmieni..

Pozdrawiam

No bez jak, aż mnie przeszyło. To o mnie sprzed paru lat! Prawie wszystko się zgadza. Jedynie na dojazdy schodziło mi 1,5h a tu wyrabiali się w godzinę – szczęściarze.

Mój związek udało się uratować, ale było blisko końca. Tak jak piszesz Marku najważniejszy jest czas dla rodziny.
Może komuś się przydają moje rozwiązania:
– parkuję przy parkingach niedaleko stacji i do centrum dojeżdżam metrem (oszczędzam pół godziny i nie stresuję się w korkach)
– żarcie zamawiamy w necie z dostawą pod drzwi (oszczędzam średnio 25min = 5 min dojazd, 15min zakupy i stanie w kolejce, 5 min powrót i parkowanie). Wbrew pozorom to bardzo dużo czasu i nie wracam styrany.
– koniec z nadgodzinami, wyraźnie przedstawiłem sytuację przełożonym i skończyły się naciski na wyrabianie 120% normy
– szanuję bardziej pieniądze. Zamiast iść za tłumem baranów i kupować dla lansu Iphone 6s kupiłem Xiaomi Mi 5, który jest szybszy i ma lepszy aparat. Mam lepszą jakość za niższą cenę.
– odmawiam pracy w soboty nawet za lepszą stawkę
– w niedzielę wyłączamy wszyscy komórki. Jesteśmy tylko dla siebie.

Związek nabrał na jakości a od stycznia mamy trzecie dziecko. Paradoksalnie wyśmiewany przez korposzczurki program 500+ zdjął nam presję na nadgodziny i premie 😀 Choć PiSu nie lubię, zaczynam dostrzegać pewne pozytywne aspekty. Szczerze, po tym jak wygrali wybory byłem wręcz przerażony 😛

Bardzo fajny i życiowy wpis. Dzięki!

Rodzina to mój ulubiony temat, więc czuję się trochę wywołany do tablicy 😉 wszystko, o czym piszesz Marku, sprowadza się do jednego – prawdopodobnie największej bolączki współczesnych społeczeństw. Otóż miażdżąca większość z nas, to skrajni egoiści. A jak powiedział największy z Polaków, nasz papież, „miłość to bezinteresowny dar z siebie samego”. Zastanówmy się przez chwilę i przypomnijmy sobie naszą ostatnią czynność, która była dobrem i była całkowicie bezinteresowna? Podejrzewam, że większość z nas będzie miała ogromny problem. Oczywiście będziemy się bronić, że my to nie jesteśmy jeszcze tacy źli, inni są gorsi, ja ciężko pracuję przecież na chleb dla rodziny… 😉 ok, nieważne, tak naprawdę to chciałem tylko przedstawić wszystkim pewną statystykę. Uprzedzając nieco fakty – wiem, że nie wszyscy są wierzący, a tym bardziej praktykujący i nie twierdzę, że nie można być dobrym człowiekiem nie uznając Boga. Nie próbuję też nikogo nawracać. Chcę tylko przytoczyć wyniki obiektywnych badań przeprowadzonych w USA kilka lat temu. (49% wszystkich rozwodów na świecie to rozwody w USA). Otóż wyobraźcie sobie, że faktycznie jest tak, że ok. 50% małżeństw przed osiągnięciem 5-letniego stażu się rozwodzi. Ale! Zagłębiając się bardziej w te statystyki (nie znam dokładnych wyników, bo nie chce mi się ich teraz szukać, ale tak mniej więcej), wśród małżeństw po ślubie kościelnym w kościele katolickim ten wskaźnik rozwodów wynosi już tylko 30%. Wśród katolików uczestniczących regularnie (przynajmniej w niedziele i święta) we mszy świętej – ok. 3%! A wśród katolików uczestniczących we mszy i codziennie klękających do modlitwy nie chcę skłamać, ale to jest ileś tam promili 🙂 można to potraktować jako ciekawostkę albo drogowskaz 🙂

Jeśli już w temacie tego co ważne i mniej ważne, oraz co z nas wysysa prawdziwe wartości taki krótki, ale treściwy niemy film animowany:

https://www.youtube.com/watch?v=PDHIyrfMl_U

Kiedy najbliższe planowane szkolenie ES?
Pozdrawiam Dżonny

Jutro postaram się ogłosić kompletny terminarz.

Ciekawy i mądry artykuł. Jednak nie mogę zgodzić się z autorem, że przedszkole i szkoła to tylko „przechowalnia” dla dzieci i spędzają tam czas tylko dlatego, że rodzice są w pracy. Tutaj jest kontakt z rówieśnikami, z innymi dziećmi, z którymi mogą rozmawiać, wymieniać opinie, uczyć się zachowań w grupie, szacunku, wyrozumiałości. Nie da tego wszystkiego „wielopokoleniowa rodzina”, bo wielopokoleniowa rodzina często spotyka się od „święta”. Na co dzień muszą być rówieśnicy, których „dostarcza” właśnie szkoła i przedszkole.

Witam. Jak tam Panie Marku z przeglądem walut? Dzisiaj w sumie był niezły moment na zakup czekam moze na retest niektórych poziomów, ale usdpln i eurpln ładnie wystrzeliły w sumie nienwiem czemu.
PLNHUF wskazuje na oslabienie PLN w stosunku do innych walut CEE, bo HUF sie dzisiaj aktualnie umacnial do euro i usd.

Wszyscy współpracujący ze mną przedsiębiorcy dostali już poświąteczne aktualizacje dotyczące zabezpieczeń kursów walutowych na najbliższy czas i mam nadzieję, że wytyczne zostały już wdrożone 🙂

Witam. Rozumiem, że przedsiębiorcy wiadomo współpracują, ale może by Pan chociaż jakiegoś wskazówkę dał w komentarzu? Lekko zaskoczyło mnie to co wczoraj się zdarzyło, chociaż przewidywałem wyrwanie z tej konsolidacji już od jakiegoś czasu. Więc, jakiekolwiek tip, byłby pomocny, zawsze warto posłuchać opinii kogoś kto jest dużo dłużej na rynku odemnie :).