Rzut okiem na ukryte treści… w powieści :-)
Posted by Marek | Posted in inne | Posted on 30-11-2020 1:43 pm
19
Od oficjalnej premiery powieści „Wiele do stracenia” minęły już prawie dwa miesiące, także najwyższy czas sprawdzić czy odkryliście wszystko co zostało tam przemycone w treści.
Aluzji do rzeczywistych wydarzeń było co nieco, a czasem i mnie się za to oberwało. 🙂 W jaki sposób? Ano taki, że zdarzyły się przypadki, że profesjonalne recenzentki uznawały scenę ucieczki Fresheta za nierealną do wykonania:
„Transformacja „pana w garniturze” w super bohatera „Rambo, króla dżungli”, który wyprowadza w pole kartel narkotykowy i szmuglerów kobiet. Śmieszne? Trochę tak”.
No nic, krytykę trzeba wziąć „na klatę”, choć ów „nierealny” fragment to historia oparta na faktach i taki „hołd” wobec hartu ducha pewnego brytyjskiego bankiera. Otóż Peter Shaw, niczym Freshet wyjechał służbowo i w podobnych okolicznościach został porwany, po czym… uciekł.
Trzymany w niewoli, bezbronny (a właściwie uzbrojony w swój mózg) przechytrzył uzbrojonych po zęby gangsterów i „nawiał”. Do tego jeszcze narobił takiego zamieszania, że jeden z gangsterów omyłkowo strzelił w tego drugiego 🙂 Peter pokazał, że zawsze warto mieć nadzieję i nawet w najbardziej trudnych sytuacjach nie należy się poddawać, dlatego chciałem uhonorować jego historię na kartach swojej powieści w drobnym epizodzie.
Czasem najbardziej niewiarygodne wydarzenia… wydarzyły się naprawdę. 🙂 No i czasem autor dostaje za to bęcki. 🙂 Trudno.
Wracając do meritum, jestem ciekaw czy znaleźliście w tekście wszystkie poukrywane aluzje do rzeczywistych wydarzeń ze świata wielkiej finansjery. Dajcie znać w komentarzu co rozszyfrowaliście. 🙂
Wątek amazoński nawiązuje do działań texaco i jej słynnego sporu z Ekwadorem. Winni pozostali bezkarni.
Bingo! 🙂
Inicjały prezesa od przekrętu są takie same jak z Wilka z Wall Street.
Hmm to akurat było niezamierzone 🙂
Panie Marku czytałem z przejęciem. Historia z porwaniem była fajna. Nie da się dogodzić wszystkim.
🙂
Zbierałem się do pisania, to może teraz jest okazja do mini-mini recenzji. Książkę czytało się bardzo dobrze, 2 dni i nie ma książki. Raz, że wciąga, dwa chciałem wyłapać co tam jest ukryte pod kątem giełdy 😉 Książka ma dużo smaczków z życia-> mąż/żona, ojciec/syn i opisów wszelkich błędów, które popełniamy w tym aspekcie. Dla mnie wartościowe a’propo relacji ojciec/syn (niestety przy pierwszym dziecku popełnia się masę błędów…. ) Dobre wrzutki historyczne (o ile kogoś interesuje). Dużo giełdowych zachowań/ostrzeżeń, których powinniśmy unikać (mimo, że już kilka lat „bawię” się w to, to nadal mam problem z pewnymi rzeczami – i nadal niestety nie wybrałem się na szkolenie – i podejrzewam, że jestem często krok od zrobienia czegoś dobrze, a jednak popełniam błąd…). Jest opisane to co wielu dotyka – czyli chęć odegrania się na rynku 😉 TU trochę dziegciu – dwie rzeczy mnie (to moja bardzo subiektywna ocena) raziły. Czasem zdarzały się „infantylne” opisy/sceny – w sensie bajkowe/takie mało przestające do tej książki – bo zakładam, że bardziej dla dorosłych książka 😉 Pierwszy moment to na stacji benzynowej, gdy dziadek chroniąc dziewczynkę rzuca się, sam ginie, sam je ratuje – nie wiem jak to dobrze napisać 😉 – ale opis był dla mnie za bajowy, za mało rzeczywisty, za dziecięcy/infantylny. Czasem brakowało mi w książce, takiego języka/życia ulicy – jak się czyta książki Łysiaka stare (dobry, lepszy, najlepszy – to tam jest/był -dawno temu czytałem wiec oczywiście mogę się mylić – taki klimat ulicy/bandyterki/kur…twa) – brakowało mi czasem takiego „zęba ulicy”. 2 kwestia to relacji główny bohater – żona – to dlaczego on się rzucił w wir pracy itp itd, dlaczego między nimi były takie klimaty – zrozumiałem to jakby potocznie nazwijmy to „giełda” była przyczynkiem słaby relacji między nimi itp itd. Życiowo patrząc i mając kontakt z kilkoma „graczami”, mam wrażenie jest inaczej – to złe/słabe relacje, niezrozumienie się małżonków – powoduje, że on idzie w „granie”. (Pierwszy jest konfilkt później giełda, a nie giełda konflikt). Chce gdzieś być doceniony (wygrać z rynkiem) udowodnić, że ma rację. Nie wnikam kto winny ona czy on czy razem, że jest taka relacja między małżonkami, ale bardziej mam wrażenie, że „wielu” graczy to wpycha w nałóg grania, a później toczy się tak jak pisałeś, że nie ma nici porozumienia, rwie się całkiem. On praca, ona nie wie co z sobą zrobić. Brak pasji u ludzi, którą zawsze podkreślasz, że dobrze mieć, którą też wyszukujesz u innych i sam też się nimi tu dzielisz, za co szacunek. Książka dobra, taka w skali 0-6 dałbym jej patrząc surowo – 4. Jak ktoś patrzy pod kątem smaczków – 5 😉 To bardzo subiektywna ocena i mam nadzieję, że tylko zdopinguje do dalszego pisania – rozwijania tej pasji. Żadnym „krytykiem literackim” nie lubię. Kiedyś dużo czytałem wciągały mnie książki, teraz niestety rzeczywistość mnie przytłacza… i brak czasu, albo brak organizacji czasu 😉
Co do głównego pytania to sytuacja, którą opisałeś. 2 firmy – jedna profeska, szefowie, ubrania, budynki i inwestycje, druga – chłopaki zaczynający w magazynie, w dziwnym miejscu, nie wyglądający zbyt profi. Przełożenie na giełdę ? 🙂 I to w kogo inwestują duża kasę 😉 Pierwszy przykład to dowolna spółka, która osiada na laurach niby dobra sprawna, ale już potencjał nie ten – może być CDR, może być CLN (choć tu chciałbym się mylić bo sam posiadam – choć zachowania prezesa trochę takie są właśnie – jak to mówią, krowa co dużo ryczy mało mleka daje;) ) Druga spółka to chciałbym, żeby to było MLS 😉 – też mam. Czy będzie czas pokaże, potencjał ma, pomysł ma, patenty ma, tylko kwestia czy to się zrealizuje, co chcieliby zrobić. (minus, że za duże zainteresowanie rynku, a wiadomo, jak wszyscy chcą być wygrani, to rynek nie koniecznie chce ;). Tyle moich bardzo osobistych przemyśleń i recenzji. Życzę dużo sukcesów pisarskich, dalszych pasji i dzielenia się nimi. Pozdrawiam Pol ps. przepraszam za styl pisania i literówki o ile będą 😉
Dziękuję serdecznie za cenne uwagi 🙂 Notuję sobie wszystko i mam listę na co zwrócić uwagę przy II tomie 🙂 Zastanowię się nad retrospekcją, czy nie zrobić w II tomie jakiegoś spojrzenia na rzeczy, które działy się przed akcją z I tomu 🙂 Dzięki!
Ja pozwolę sobie wtrącić, że nie do końca zgadzam się z tym: „niestety przy pierwszym dziecku popełnia się masę błędów…”. Wydźwięk tego zdania wskazuje, że przy pierwszym dziecku popełnia się najwięcej błędów, prawda? Z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że jest odwrotnie 🙂 do pierwszego dziecka człowiek odpowiedzialny chyba dość skrupulatnie się pod każdym względem przygotowuje i stara się wszystko robić najlepiej, jak potrafi. Popełnia oczywiście błędy (najczęściej własnych rodziców), ale przy kolejnych dzieciach nie dość, że często nie jest w stanie już wszystkiego tak dokładnie dopilnować, to jeszcze bardzo, bardzo wielu rodziców za bardzo skupia się na najmłodszym (najsłodszym) dziecku, zaniedbując emocjonalność starszego (starszych) i nie przygotowując go (ich) do tego, że już rodzice nie będą mieli dla niego (dla nich) tyle czasu, co jest całkowicie naturalne, ale dla dziecka bardzo trudne. Wielu psychologów uważa, że w głowie dziecka nieprzygotowanego na przyjście na świat młodszego rodzeństwa rodzą się często mrożące krew w żyłach myśli, jak np. wyrzucenie „dzidzi” przez okno. I to dziecko się tych własnych myśli tak boi, że później mu się to śni, ma koszmary, itd. itd. – taka spirala może się naprawdę ciągnąć i ciągnąć. No, rozpisałem się, w każdym razie stwierdzenie, że (tylko) przy pierwszym dziecku popełniamy masę błędów jest pod wieloma względami fałszywe 🙂
PanSzeryf nie do końca się zgodzę 😉 Mi chodziło bardziej w aspekcie uczenia samodzielności. Moje doświadczenie, jest takie, że za bardzo dbamy o to dziecko i jest za mało samodzielne. Ja np za bardzo wyręczałem syna przy pewnego rodzaju obowiązkach szkolnych, domowych, ogólnie. To co Marek pisał, w książce, dzieci lubią jak coś MĘSKIEGO zrobią z ojcem, dziadkiem. Coś porobią z nim fizycznego, jakiś survival, itp itd. U mnie nie było problemu przy tym, że pojawił się młodszy brat. Starszy opiekował się itp itd. Ale mam wrażenie, że niestety zbytnią nadopiekuńczością wobec niego gdy był mały, starszy jest teraz za mało odważny, za mało ma w sobie samodzielności, umiejętności radzenia sobie z problemami, które trzeba rozwiązać, zaciśnięcia „zębów”. Może taki „typ” człowieka, a może właśnie moja postawa za „matczyna” spowodowała, że ma takie charakter. To o to mi chodziło. Ale to nie temat na tego bloga raczej ;). Pozdrawiam
To myślę, że taki typ, bo trzeba by się już naprawdę bardzo postarać, żeby starsze dziecko nie nauczyło się odpowiedzialności przy młodszym rodzeństwie 😉
Z tym dzieciakami to każdy chciałby prezesów. Wrzućcie na luz. Na ludzi dupowatych też jest zapotrzebowanie w gospodarce. Mam takiego dzieciaka na przyuczenie i jak kibelek się zapcha to młody bierze spiralę i kręci w gównie. Prezesika by to przerosło.
Ja tam już czytam dziecku Kosmoliski :-).
Daj znać jakie będą wrażenia 🙂
A do mnie jeszcze Kosmoliski nie doszły 🙁
@El Hydrauliko
Nie zauważyłem, żeby ktoś za mocno poślady spiął… Wszystkie moje dzieci mogą zostać operatorami koparek 😉
Spółka od boksytu. To odpowiednik z naszego podwórka krezus rudy ziem rzadkich Mongolia i,lub petrolinvest 100m do ropy Kazachstan. I drukowanko w rynek.
Dobre porównanie 🙂
Firma od urządzenia rezosnansu z przeznaczeniem na lotniska – jakbym czytał o Brasterze przed którym tutaj ostrzegałeś 🙂
Doświadczony znany zarząd, super PR, brak produktu w sprzedaży, udział pracowników i zarządu w akcjonariacie, zapowiedzi ekspansji zagranicznej, brak zysku, powielenie już dostępnych produktów o tej samej funkcji.
🙂