Jak dobrze wybrać kredyt hipoteczny? Warto iść do doradcy?
Posted by Marek | Posted in Edukacja finansowa | Posted on 12-07-2012 6:32 pm
10
Dziś w ramach edukacji finansowej przedstawiam relację Krzyśka – zaprawionego w bojach spekulanta rynku futures, który podczas poszukiwania kredytu hipotecznego zetknął się z „doradcami”. Zapraszam do lektury. Ja natomiast wracam do wypakowywania się, gdyż niedawno wróciłem z kolejnej wyprawy. Tym razem była to Skandynawia 😉
Od kilku dni poszukuję kredytu na zakup działki budowlanej. Kredyt kredytem, wiadomym jest fakt, że na oprocentowanie kredytu wpływa WIBOR, na którego nie mamy wpływu oraz marża banku, na którą mamy taki wpływ, jak długo będziemy się z bankiem targować. To każdy z nas wie. Natomiast nie wie, że oprócz wspomnianych procentów, jest masa ubezpieczeń, prowizji, produktów około kredytowych, które bankowiec chętnie wciśnie swojemu klientowi (oni też mają plany sprzedażowe) a Klient myśląc, że ma to za darmo, będzie w wielkim błędzie, gdyż wszystkie te koszty mogą być później magicznie doklejone do raty (oczywiście zgodnie z umową, jeśli jej nie doczytamy). Warto chodzić od banku do banku i wyszukać odpowiedniego kredytu dla siebie i naprawdę warto się z nimi targować (oferta, która jest na plakatach i reklamach jest wysokomarżowa dla banku, a mają z czego schodzić) oczywiście w zamian za coś…
Chodząc od banku do banku, napotkałem w witrynie reklamę doradców finansowych pt: „Darmowe porady kredytów hipotecznych”. Słowo klucz to oczywiście „darmowe”. Bo co można dostać w tych czasach za darmo i jeszcze na dodatek „poradę”. Zatem alert nr 1. Mając już podstawową wiedzę o kredytach, nie omieszkałem wstąpić i skorzystać z jakże darmowej porady. Na wstępie oczywiście należy podać swoje dane, imię nazwisko, telefon, e-mail. Alert nr 2. Ahhh.. jakie to przyjemne, zdobyć za darmową poradę dane klienta, którego można później bombardować różnymi esemeso-mailami z super finansowymi ofertami.. Wczytując się w dokument, można zauważyć, że dane są dobrowolne i nie trzeba wypełniać, oraz można zaznaczyć, że nie chce się od nich nic otrzymywać. Fajnie się tłumaczyli, że do podkładka dla przełożonych o tym, czy spotkanie się faktycznie odbyło i że faktycznie był potencjalny klient a nie słup. W bankach tego nie ma.
Zaczęła się rozmowa. Kilka pytań ogólnych i już Pan Doradca ma wybrane dwa najlepsze banki dla mnie, dwa średnie i dwa takie wybrał, które później skreślił. Nawija makaron na uszy, że tu jest najlepiej, najszybciej, najtaniej i w ogóle naj.. naj.. naj.. Alert nr 3! Ku mojemu zdziwieniu, na liście rekomendowanych banków, nie było banku X, w którym byłem godzinę wcześniej i dał naprawdę ciekawą i konkurencyjną ofertę. Zapytałem, dlaczego nie rekomenduje pan banku X? Odpowiedź: „Ten bank nie daje tak łatwo kredytów”. Alert 4! Skoro godzinę temu dawał, to co zmieniło się przez 60minut?? I dalej upiera się przy swoich dwóch najlepszych bankach. W końcu się zapytałem, jaki jest pana koszt w tym całym przedsięwzięciu, bo za darmo nie ma nic? Odparł: „W banku, to bankowiec-sprzedawca dostaje prowizje, a ja jako pośrednik, to ja dostanę prowizję zamiast niego.”Alert 5! Wygadał się. Przecież on nie poleci mi kredytu, za który dostanie jakieś grosze, tylko sprzeda taki, za który dostanie kilka(dziesiąt) stówek więcej. W tym momencie cała dalsza rozmowa o kredycie traci na znaczeniu i jakiejkolwiek obiektywności.. i tu jakże spodziewane niezaskoczenie gdyż…
…rozmowa toczy się dalej, lecz pięknie zbacza na tematy poboczne (czyt. około-kredytowe). Alert 6! Przecież przyszedłem w sprawie kredytu! Nawijanie makaronu na uszy trwa nadal. Spaghetti zaczęło się od jakże modnego planu systematycznego oszczędzania. „Czy, ile, gdzie, jak długo.. a jak nie to dlaczego nie, a ja tu mógłbym panu coś polecić, proszę spojrzeć na wykresie ile pan zaoszczędzi przez 20lat.” Mówię, że nie jestem zainteresowany. „A to może Pan inwestuje?” Owszem, raczej to spekulacja niż inwestowanie ale staram się samodzielnie. „O to bardzo fajnie, a na czym pan gra?” –akcje, kontrakty odpowiadam. „A to my mamy taką lokatę ustrukturyzowaną opartą o…. bo wie Pan, warto mieć portfel zdywersyfikowany.” Jeszcze jakieś IKE, jakieś TFI, które mają benchmarki poniżej wszelkiej krytyki i wyników WIG20. Dziękuję, wyszedłem. Rozmowa trwała ponad godzinę, gdzie w bankach max 30min.
Podsumowując, fajnie było posłuchać, mając świadomość, że gościu zza biurka to sprzedawca-fantasta a nie żaden specjalista. Pisząc to, chciałbym Was choć trochę ustrzec przed zagrywkami pseudo-doradców i ich fantastycznymi poradami, powtarzanych jak mantrę, używając przy tym różnych socjotechnicznych zagrywek. 6 negatywnych alertów to sporo, a nie dowiedziałem się nic nowego, niż to co powiedziano mi w placówkach bankowych. Gdyby ten człowiek faktycznie umiał doradzać i znał się na rynkach finansowych i inżynierii finansowej to moim zdaniem by tam nie pracował. No chyba, że z powołania.
Dziękuję serdecznie Krzyśkowi za podzielenie się swoją relacją 🙂
Z cyklem dotyczącym edukacji finansowej to był strzał w dziesiątkę. Przedrukowałem materiały o piramidach i rozdałem po rodzinie. Był do dobry ruch, gdyż brat planował wpłacić do Finroyala środki bo miał gdzieś w jakimś miesięczniku jego reklamę, tylko zawsze było dużo roboty w garażu i nie miał czasu puścić przelewu. Był w szoku jak się dowiedział, że Finroyl przestał spłacać ludzi.
Niby są tematy dla niektórych oczywiste, ale zwykły Kowalski pracujący od rana do wieczora nie ma czasu a nawet możliwości by liznąć takiej wiedzy. Skoro reklama jest w gazecie to każdy uważa, że oferta jest w porządku. Tak samo skoro jest doradca finansowy to powinien on służyć radą najlepiej jak potrafi. Niestety cwaniactwo wszędzie się namnożyło.
Dobry artykuł, gratulacje dla Krzysztofa za odwagę i lekkie pióro. Widać talent.
Pozdrawiam serdecznie,
Lesław
PS: Może jakaś relacja z podróży? Nie samą giełdą człowiek żyje i o podróżach chętnie poczyta.
„Nawijanie makaronu na uszy” Uśmiałem się do łez 🙂 Genialna sentencja. Już polubiłem autora relacji. Panie Krzysztofie z chęcią przeczytam kolejne!
Moja koleżanka sprzedaje kredyty i potwierdziła (dość dawno temu) wszystko powyższe historie. Mi czasami zdarza się wpaść na nawijacza makaronu (też używam to określenie 🙂 . Pamiętajcie: nigdy nie wierzcie sprzedawcy na słowo, ponieważ nie grozi mu za kłamstwo werbalne odpowiedzialność karna! Ktoś może pomyśleć, że przesadzam, ale tak się właśnie szkoli sprzedawców. Celem jest najzyskowniejsza sprzedaż, czyli wciśnięcie tzw. „oferty maksimum”, nie zaś Wasze dobre samopoczucie.
Z innych zagrywek sprzedawców:
1. „Nie reklamujemy się, gdyż oszczędzamy na kosztach, którymi przecież później obciążany jest nie kto inny jak klient.” – znaczy: nigdy o nas nie słyszałeś, bo „firma” powstała miesiąc temu, nie ma żadnej historii ani korzeni, czyli firma krzak.
2. Podawanie abstrakcyjnych licz dot. sprzedaży, ilości klientów, niezawodności produktów itd itp – wywodzi się to z rynku amerykańskiego, ponieważ badania dowiodły, że Amerykanie bardzo wierzą w potwierdzenia liczbowe („liczby nie kłamią”). Niestety sztuczkę z liczbami przeniesiono wprost na grunt Polski, gdzie ta technika nie działa tak dobrze.
3. Podawanie przykładów wielkich, znanych lub szanowanych instytucji, które rzekomo łyknęły produkt. W ten sposób dowiemy się, że np jakiś laptop jest dla nas idealny, ponieważ posterunek policji w Detroit kupił niedawno aż 50 sztuk tego sprzętu, który pracuje w trudnych warunkach 🙂
4. Sprzedawcy podają mnóstwo „faktów”, które w czasie rozmowy są niemożliwe lub nieprawdopodobne do zweryfikowania przez klienta. Ja już tak wprawiłem się w filtrowaniu faktów, że po rozmowie mam góra trzy informacje, które sprawdzam. Reszta to szum informacyjny.
5. Sprzedawcy podświadomie uprzedzają możliwe ataki na ich produkt i dementują plotki, nie pytani nawet o nie – warto podrążyć temat i poobserwować reakcje, dla mnie to zawsze niezła zabawa 🙂 Drugim zastosowaniem takiego wystawiania się sprzedawcy jest podejście kontrariańskie, czyli skoro sam mówi, że np kontrast w monitorze jest bardzo wysoki, to znaczy, że konkurencja jest prawdopodobnie znacznie lepsza 🙂
6. Zawsze warto zapytać: W czym jesteście lepsi od bezpośredniej konkurencji? Odpowiedzi są bardzo cennym źródłem informacji, gdyż wskazują najczęściej słabe punkty produktu lub mocne punkty konkurencji. Przy odrobinie zręczności można wręcz dowiedzieć się, kim jest ta najgroźniejsza konkurencja i do niej się udać 🙂
7. Pamiętajmy: sprzedawca NIGDY nie może być doradcą, ponieważ jego interes jest rozbieżny z naszym!
8. Tak jak dobry pilot poleci nawet na drzwiach od stodoły, tak dobry sprzedawca sprzeda każdy towar! Warto o tym pamiętać, gdyż zawód sprzedawcy podlega prawom popytu i podaży rynkowej. Natrafiłem kiedyś na sprzedawcę, który miał mi „doradzić” i sprzedać maszyny do mojej firmy za kilkaset tysięcy. W czasie całodniowego spotkania dowiedziałem się, że jeszcze dwa miesiące wcześniej sprzedawał okna, ale że okna już prawie wszyscy wymienili na „plastiki”, to i branża okienna podupadła i musiał się chłop ewakuować do innej. Jak więc mógł być doradcą w zupełnie nowej dziedzinie? Nie mógł!
Pozdrawiam serdecznie
Jacek
Mimo wszystko warto przejść sie do pośrednika typu OpenFinanse po kredyt, trzeba mieć tylko wiedze że pośrednik wybierze kredyt tylko i wyłącznie banku z którym ma umowę o prowizję. Więc jeśli posrednik wybrał nam kredyt, warto wtedy odwiedzać osobiście inne banki – te których pośrednik nie brał wogóle pod uwagę i oferty kredytowe porównywać do tej wybranej przez pośrednika. A nawet warto wybrac się osobiście do tego samego banku którego ofertę wybral nam pośrednik – bo może się okazać że złoży nam konkurencyjną ofertę…
No i pamiętać po co przyszliśmy do pośrednika i nie dać się wciągac w żadne inne produkty niż to po co przyszliśmy, choćby produkt wydawał się atrakcyjny.
No i uczyć się na błędach innych, czyli nie dać sobie wcisnąć kredytu w którym oprocentowanie jest ustalane decyzją zarządu banku – jak było w przypadku Multibanku, koszty kredytu mają być: comiesięczna marża w procentach (negocjować ostro) + WIBOR(Libor przy walutowym) + jednorazowa prowizja (negocjować) + comiesięczne ubezpieczenia z cesją na bank na nieruchomość i na życie kredytobiorcy. (warto poszukać najtańszej oferty)
dobry pośrednik ma podpisaną umowę z wieloma bankami a i tak bedzie sprzedawał ofertę tego który w danym momencie płaci mu największą prowizję ot i cała historia z najlepszą ofertą
Tak to już jest. Sprzedawca/akwizytor przyjął nazwę doradcy i pod fałszywą twarzyczką sprzedaje kit by napchać kieszenie. Wpis b. dobry.
Z innej beczki: Czy prośba LoSo o relację z podróży ma szansę realizacji? Również lubię czytać o podróżach.
So, das war’s für dieses Mal.
Ja mam natomiast nieco inne pytanie, planuję uruchomić kredyt hipoteczny, na zakup działki. Budowę domu sfinansować kredytem RNS (ograniczone ryzyko PLN + relatywny bonus w postaci częściowej dopłaty do odsetek przez Skarb Państwa).
I tu pytanie w kontekście par walutowych EURPLN i USDPLN (CHFPLN na rynku kredytów praktycznie niedostępne). Czy Marku Twoim, Czytelnicy/Waszym zdaniem, miałoby sens, uruchomić teraz kredyt z horyzontem kilku-kilkunastoletnim, powiedzmy na taką działkę, w EUR bądź w USD, czyli de facto zagrać SHORT na parach złotowych w długim horyzoncie czasu? Rysując linie trendu z ostatnich kilkunastu miesięcy obie pary wyglądają na pozostawanie w kanałach wzrostowych, z drugiej strony wycena USD względem czy to EUR czy PLN wydaję się być relatywnie wysoka względem kilkumiesięcznych kursów na poziomie poniżej 4 PLN za Euro, czy mocno poniżej 3PLN za dolara. Oczywiście w zamierzeniu chodzi o przewalutowanie waluty na złotówki, czyli zagranie na umocnienie złotego w dłuższej perspektywie czasu.
PS Pozdrawiam Czytelników bloga, jak i Autora, i dołączam do pytania o szkolenie w Krakowie.
Ja chyba jednak należę do obozu zwolenników brania takich kredytów w walucie, w której się na co dzień zarabia. Wtedy uniknie się zbędnego stresu 😉
Elmo, przechodziłem ścieżkę z KH w zeszłym roku. Jeśli chcesz uzyskać dopłatę z Skarbu Państwa ( a tak naprawde od wszystkich płacących podatki w Polsce ), czyli wziąść udział w programie Rodzina na swoim, to nie możesz wziąść kredytu w walucie obcej. Kredyt ten jest udzielany tylko w PLN-ach. Natomiast uzyskanie kredytu w CHF lub EUR w dzisiejszych czasach dla zwykłego śmiertelnika graniczy z cudem. Chyba, żę masz wysoki wkład własny, wysokie zarobki lub tez inne zabezpiecznie dla banku, np ziemie rolną lub inną nieruchomość. Generalnie to nie opłaca się wg mnie dla KH robić wpłaty własnej (chyba, że bank się zaprze), oraz wybierać rat równych ( tu też może się uprzeć) . Po pierwsze dlatego, że to my możemy obracać naszymi pieniędzmi, a nie bank, i one dla nas będą pracować, a po drugie to różnica w kosztach całkowitych kredytu z ratami maljącymi jest znacząco korszystniejsza, niż dla rat stałych. To jest moje prywatne zdanie, chętnie usłyszę opinie przeciwne i ich argumenty.
Pozdrawiam
Rafał
Hej, dziękuje za odpowiedź. Czyli jednak chronienie kapitału, w nie potencjalny zysk:) Dlatego też kredyt na dom to RNS. Nie zrozumieliśmy się troszkę, jestem w pełni świadom, iż RNS to złotówka, ale drugie obostrzenie to niemożliwość przeznaczenia RNS na zakup działki. Stąd potrzeba drugiego kredytu – i tu jest opcja na kredyt walutowy na relatywnie dużo niższą kwotę niż sam dom.
Postawię pytanie inaczej, czy miałoby sens zagrać short na USDPLN w horyzoncie kilkuletnim? Skoro te same kredyty były udzielane w zeszłym roku przy USD~2.65, i w tym przy USD~3.5?