Koniec strajku w JSW i zapowiedziana dymisja prezesa Zagórowskiego

Posted by Marek | Posted in akcje | Posted on 15-02-2015 8:30 pm

3

Wszystko wskazuje na to, że trwający od 28 stycznia strajk przechodzi do historii, a stanowisko utraci prezes Jarosław Zagórowski. Paradoksalnie sporo jego pierwotnych propozycji zostało zaakceptowanych (m.in. 6-dniowy tydzień pracy), więc spór niepotrzebnie trwał tak długo narażając na szwank reputację firmy, co za jakiś czas z pewnością będzie dało się odczuć, gdyż główni odbiorcy na pewno postanowią zdywersyfikować nieco dostawy, by uniknąć podobnych problemów w przyszłości.

Przedłużający się strajk mógłby bez wątpienia doprowadzić spółkę na skraj bankructwa, także dobrze, że stronom udało się dojść do porozumienia. Przy okazji tej sytuacji wyszło także komu naprawdę zależy na losie załogi i zachowaniu miejsc pracy. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, pozostawię cytat z Pisma Świętego (1 Krl 3, 17-27) do własnej analizy i poszukiwania analogii:

Jedna z kobiet powiedziała: „Litości, panie mój! Ja i ta kobieta mieszkamy w jednym domu. Ja porodziłam, kiedy ona była w domu. A trzeciego dnia po moim porodzie ta kobieta również porodziła. Byłyśmy razem. Nikogo innego z nami w domu nie było, tylko my obydwie. Syn tej kobiety zmarł w nocy, bo położyła się na nim.

Wtedy pośród nocy wstała i zabrała mojego syna od mego boku, kiedy twoja służebnica spała, i przyłożyła go do swoich piersi, położywszy przy mnie swego syna zmarłego. Kiedy rano wstałam, aby nakarmić mojego syna, patrzę, a oto on martwy! Gdy mu się przyjrzałam przy świetle, rozpoznałam, że to nie był mój syn, którego urodziłam”. Na to odparła druga kobieta: „Wcale nie, bo mój syn żyje, a twój syn zmarł”. Tamta zaś mówi: „Właśnie że nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje”. I tak wykrzykiwały wobec króla.

Wówczas król powiedział: „Ta mówi: To mój syn żyje, a twój syn zmarł; tamta zaś mówi: Nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje”. Następnie król rzekł: „Przynieście mi miecz!” Niebawem przyniesiono miecz królowi. A wtedy król rozkazał: „Rozetnijcie to żywe dziecko na dwoje i dajcie połowę jednej i połowę drugiej!”

Wówczas kobietę, której syn był żywy, zdjęła litość nad swoim synem i zawołała: „Litości, panie mój! Niech dadzą jej dziecko żywe, abyście tylko go nie zabijali!” Tamta zaś mówiła: „Niech nie będzie ani moje, ani twoje! Rozetnijcie!” Na to król zabrał głos i powiedział: „Dajcie tamtej to żywe dziecko i nie zabijajcie go! Ona jest jego matką”.

Jeśli już jesteśmy przy analogiach, przypomniała mi się też podobna sytuacja, kiedy to początkowo negowane rozwiązania, zostały wdrożone przez nowego władcę (będącego uprzednio ich zdecydowanym przeciwnikiem) po tym jak ich pomysłodawca (poprzedni władca) został zgładzony.

Poniżej pozostawiam do refleksji fragment „Faraona” autorstwa Bolesława Prusa – naszego wielkiego myśliciela i społecznika.

W miesiącu Mechir (listopad-grudzień) Pentuer przybył do świątyni za Memfisem, gdzie Menes prowadził wielkie prace nad niebiosami i ziemią. Stary, w myślach pogrążony mędrzec znowu nie poznał Pentuera. Opamiętawszy się jednak uściskał go i zapytał:
– Cóż, znowu idziesz niepokoić chłopów dla wzmocnienia władzy faraona?…
– Przyszedłem, by zostać z tobą i służyć ci – odpowiedział Pentuer.
– Ho! ho!… – zawołał Menes przypatrując mu się z uwagą. -Ho! ho!… czy naprawdę masz już dosyć dworskiego życia i dostojeństw?… Błogosławiony to dzień!… Kiedy z wierzchołka mego pylonu zaczniesz oglądać świat, przekonasz się, jakie to małe i brzydkie.

Ponieważ Pentuer nic nie odpowiedział, więc Menes udał się do swych zajęć. Wróciwszy zaś po kilku godzinach zastał ucznia siedzącego na tym samym miejscu, z okiem utkwionym w punkt, gdzie w oddali majaczył pałac faraonów. Menes dał mu jęczmienny placek, garnuszek mleka i zostawił go w spokoju.

Trwało tak kilka dni. Pentuer jadał niewiele, mówił jeszcze mniej, niekiedy zrywał się w nocy, a dni przepędzał bez ruchu, patrząc nie wiadomo gdzie. Ten tryb życia nie podobał się Menesowi. Więc pewnego razu zająwszy na kamieniu miejsce obok Pentuera rzekł:
– Czyś ty zupełnie oszalał, czy duchy ciemności tylko chwilowo opanowały twoje serce?…
Pentuer zwrócił na niego zamglone oczy.
– Spojrzyj no dokoła siebie – mówił starzec. – Wszakże to najmilsza pora roku. Noce długie i gwiaździste, .dni chłodne, ziemia okryta kwiatami i nową trawą. Woda jest przezroczystsza od kryształu, pustynia leży cicha, ale za to powietrze jest przepełnione śpiewem, piskiem, brzęczeniem…

Jeżeli wiosna takie cudy wywołuje na martwej ziemi, jakże skamieniałą musi być dusza twoja, która nie odczuwa podobnych dziwów?… Mówię ci, ocknij się, bo wyglądasz jak trup w pośrodku żywej natury. Pod tym słońcem jesteś podobny do zeschłej kupy błota i prawie że cuchniesz między narcyzami i fiołkami.

– Mam duszę chorą – odparł Pentuer.
– Cóż ci jest?
– Im dłużej rozmyślam, tym większą czuję pewność, że gdybym nie opuścił Ramzesa XIII, gdybym mu oddal moje usługi, żyłby dotychczas ten najszlachetniejszy z faraonów. Otaczały go setki zdrajców; ale ani jeden dobry człowiek nie wskazał mu środków ocalenia!…

– I tobie naprawdę zdaje się, że mogłeś go uratować? – zapytał Menes. – O pycho niedouczonego mędrca!… Wszystkie rozumy nie ocaliłyby sokoła zaplątanego między wrony, a ty, niby jaki bożek, chciałeś odmienić los człowieka?…
– Alboż Ramzes musiał zginąć?…
– Z pewnością, że tak. Przede wszystkim był on faraonem wojennym, a dzisiejszy Egipt brzydzi się wojownikami. Woli złotą bransoletę aniżeli miecz, choćby stalowy; woli dobrego śpiewaka lub tanecznika aniżeli nieustraszonego żołnierza; woli zysk i mądrość niż wojnę.

Gdyby w miesiącu Mechir dojrzała oliwka albo fiołek zakwitnął w miesiącu Tot, jedno i drugie musiałoby zginąć, jako płody spóźnione lub przedwczesne. Ty zaś chcesz, ażeby w epoce Amenhotepów i Herhorów utrzymał się faraon należący do epoki Hyksosów. Każda rzecz ma swój czas, w którym dojrzewa, i taki -w którym marnieje.

Ramzes XIII zdarzył się w epoce niewłaściwej, więc musiał ustąpić.
– I myślisz, że nic by go nie uratowało? – spytał Pentuer.
– Nie widzę takiej potęgi. On nie tylko nie godził się ze swoją epoką i stanowiskiem, lecz jeszcze trafił na czas upadku państwa i był jak młody liść na próchniejącym drzewie.
– Tak spokojnie mówisz o upadku państwa? – zdziwił się Pentuer.
– Widzę go od kilkudziesięciu lat, a już widzieli go i moi poprzednicy w tej świątyni… Można się było przyzwyczaić!

 

Komentarze 3 komentarze

Fajny wpis z głębszym przesłaniem. Całość daje wiele do myślenia, ale kluczowe ostatnie zdania z „Faraona” są idealnie wpasowane w dzisiejszą rzeczywistość. Weźmy sprawę OFE, niezliczone afery przy korycie czy niepotrzebne zakupy pendolino za bajońskie sumy: http://niezalezna.pl/63063-o-niektorych-kosztach-pendolino-slow-kilka

Marku, z wiadomych względów bardzo lubię kiedy wrzucasz mniej lub bardziej jawne cynki, jednak tego typu wpisy, które zmuszają do myślenia i które czytam dokładnie po kilka razy są zdecydowanie moimi faworytami 😉

Nie myślałeś Marku nad zrobieniem szkolenia z Esencji tej wiosny/lata nad naszym morzem zamiast w Łodzi ? 🙂 Co by Cię przekonało? 😀