Co nieco edukacyjnych wpisów (obrazujących dylematy każdego początkującego inwestora, który czyta książki, czerpie ogólnodostępną wiedzę, a rynek i tak robi wszystko po swojemu, gdyż teoria to teoria i z praktyką rynkową nie zawsze ma wiele wspólnego) zostało już ostatnio zrobionych, zatem nadszedł czas na przegląd kolejnej porcji zdjęć z azjatyckiej eskapady, a jest ich jeszcze wiele tysięcy do przejrzenia, także selekcja i porządkowanie fotografii to zajęcie na wiele długich wieczorów.
Wcześniej były już publikowane krótkie notki z północy Tajlandii oraz Mjanmy. Jeśli chodzi o te drugie miejsce, to zebranego materiału jest tak wiele, że spokojnie wystarczyłoby na książkę, ale to plany na długie zimowe wieczory. Póki jest słońce, wolę aktywnie spędzać czas 🙂
No i właśnie jesienna azjatycka eskapada była związana z poszukiwaniem słońca, którego udało się nam znaleźć pod dostatkiem. W końcu mogę też na spokojnie powrzucać zdjęcia z tropików, gdyż wcześniej w czasie tegorocznego okresu szkoleniowego wolałem ich nie wrzucać, by nie wpływać na decyzję o zapisie, ponieważ powinna ona zawsze wynikać z trzeźwej oceny sytuacji i analizy faktów. Dlatego też ujawniłem w tym roku swoje zagrania na blogu, by każdy mógł ze spokojem dokonać ich oceny z perspektywy czasu, zobaczyć gdzie było zakupione fizyczne złoto, gdzie ropa i porównać gdzie kurs jest obecnie.
Jednocześnie ujawniając na blogu swoje zagrania postanowiłem być przeciwwagą dla całej zgrai guru pokazujących się na filmikach w luksusowych samochodach (oczywiście z wypożyczalni), którzy opowiadają niestworzone bajki ile to nie zarobili milionów ze 100 dolarów. Ja stawiam na czyny, a nie słowa i niech perspektywa czasu to oceni.
Całość wyprawy była finansowana z konta podróżnika, czyli specjalnego rachunku, na który przelewam określoną część zysków z każdej zarobionej transakcji. Przygotowania do wyprawy wiązały się także z precyzyjnym określeniem momentu wymiany walut, by maksymalnie wykorzystać posiadane środki do zakupu jak największej ilości euro. Swój moment wymiany ujawniłem na blogu wiosną 2015 roku, a później mogliśmy ten moment rozliczyć, sprawdzając z perspektywy czasu czy wytypowany kurs wymiany EUR/PLN miał rację bytu.
No i póki co szkoleń w maju nie ma i nie będzie, także można w końcu opisać legendarne tajskie plaże. Mam zasadę, że czas spędzony wspólnie z rodziną, to rzecz bezcenna sama w sobie, a kiedy się podróżuje, to jest się razem całą dobę, zatem warto podróżować. Do tego wspomnienia to jedyna rzecz, której nikt nam nie zabierze. Pieniądze zawsze mogą stracić swoją wartość, a co widzieliśmy, to zawsze będzie nasze.
Azja Południowo-Wschodnia jest bardzo przyjazna do podróży z niemowlakiem, zwłaszcza jeśli chodzi o bazę noclegową o wysokim standardzie, gdzie bez problemu można znaleźć odpowiedni hotel w zależności od tego czego się oczekuje.
Moje kryteria nie są jakoś zbytnio skomplikowane, mam się czuć na miejscu komfortowo i ma to być rejon przyjazny dla małych dzieci. Na całość składa się wiele pomniejszych czynników. Na początek widok z tarasu ma być odpowiedni, by od otwarcia oczu móc się zachwycać okolicą.
Wstawanie przed wschodem słońca dla porannego rozruchu na plaży staje się wtedy przyjemnością. Nie ma też problemu ze spontanicznym spacerem po plaży przy blasku księżyca. Rozsuwa się tylko taras i jest się na miejscu.
Oprócz widoku z tarasu zwracam też uwagę na wystrój w środku. Przede wszystkim łóżko powinno stwarzać odpowiedni klimat, wszakże nie jest to miejsce, gdzie jedynie się śpi 🙂
Kolejna ważna kwestia to odpowiedni kompleks basenowy, który w upalne dni jest nieodzowny. Ważne by wszystko było klimatyczne i estetycznie komponowało się w całość.
Minusem basenów w tropikach jest to, że nie chce się ich opuszczać. Naszego synka musieliśmy wyciągać siłą, bo choć zabawa z nim była wielką frajdą, to czasem wypadało też coś zjeść. Ileż można się tylko taplać w wodzie?
Czasem przychodzi też przecież ochota, by pograć sobie w piłkę w doborowym towarzystwie 🙂
Na szczęście parę kilometrów od nas był ośrodek dla słoni, które wręcz „szalały” na nasz widok i ciągle chciały się tylko bawić. Był to naprawdę miły widok, zwłaszcza, że słonie, które przyjmuje fundacja bardzo dużo przeszły. Porzucone przez kłusowników na śmierć, zostały odratowane i zaprzyjaźniły się z ludźmi. Niestety olbrzymi popyt na kość słoniową ze strony Chin napędza kłusownictwo do niewiarygodnych rozmiarów, zwłaszcza w Afryce. W samej tylko Kenii co roku zabijane jest 30 000 słoni, a rezerwat Selous w Tanzanii mający jeszcze niedawno populację słoni przekraczającą 50 tysięcy, niebawem będzie miał jedynie kilka tysięcy.
Aż nie chce się wierzyć, że człowiek jest zdolny do takich czynów wobec tych szlachetnych ssaków. Naprawdę są to bardzo łagodne i inteligentne zwierzęta. Uwielbiają zabawy z ludźmi i do tego są uzdolnione artystycznie, gdyż potrafią rysować przecudne obrazy. Dzięki datkom od turystów, słonie mają w ośrodku swój dom i przestrzeń do swobodnego chodzenia, co wielokrotnie przebija warunki jakie mogą mieć w zoo, dlatego bez wahania warto przeznaczać hojne datki na ich utrzymanie, gdyż dla słoni nastały obecnie ciężkie czasy.
Jeśli nie bawiliśmy się ze słoniami, ani nie siedzieliśmy w basenie, to oznaczało, że synek poszedł na drzemkę, także nadchodził czas na błogie lenistwo w hamaku.
Powiem szczerze, że na dłuższą metę można się w ten sposób nieźle zanudzić. Hamak jest dobry na parę pierwszych dni, ale potem jakoś wyczekuje się momentu kiedy dziecko się obudzi i ruszy się do wspólnej zabawy. Tak samo ileż można nurkować, ścigać się na skuterach czy pływać motorówką. To wszystko jest dobre, by to wypróbować, ale prawdziwe szczęście leży gdzie indziej. Nie ważne gdzie, ale ważne z kim. W Polsce również możemy poskakać na trampolinie czy pokopać piłkę i jest tak samo fajnie. Trudniej jest co prawda spędzać pół dnia na otwartym basenie, gdyż poza okresem letnim mija się to z celem, ale jest przecież masa aquaparków.
Plaże w Tajlandii są piękne, ale Zanzibar, Melediwy i Szeszele też takie mają, jednak w powietrzu nie ma tam takich ilości jodu co nad naszym Bałtykiem poza sezonem. Polska ma w sobie to coś i żadne inne rzeczy nie są w stanie jej zastąpić, a już na pewno nie leżenie na hamaku pod palmami.