Przed 77-laty w nocnym natarciu wojska wchodzące w skład Frontu Południowego, którym dowodził gen. Kazimierz Sosnkowski, rozgromiły elitarny pułk SS-Germania, który wcześniej brał udział m.in. w aneksji Austrii czy ochronie wizytującego w Niemczech Mussoliniego. Wróg poniósł dotkliwe straty i utracił większość ciężkiego sprzętu bojowego. Było to jedno z największych taktycznych zwycięstw w czasie Kampanii Wrześniowej, które pokazało jak ważny jest dobry plan i dowódca mający klarowną wizję pokonania przeciwnika.
Zdobycz opisuje w swoich wspomnieniach gen. Bronisław Prugar-Ketling: „Na szerokim placu przy kościele stało 8 zmotoryzowanych armat, a obok nich duże ciągniki, wyładowane do maksymalnej nośności amunicją. Jestem pewny, że działa nie oddały ani jednego strzału, gdyż z luf nie zdjęto nawet kapturów. Nieco dalej, na wolniejszej przestrzeni widać było baterię przeciwlotniczą. Nowe, jakby dopiero co z fabryki wypuszczone armaty, z podniesionymi dumnie do góry lufami, gotowymi do oddania salwy stoją teraz samotne i opuszczone, jak nikomu niepotrzebne graty.”
Niestety ów cenny sprzęt, poza kilkudziesięcioma pojazdami terenowymi, trzeba było zniszczyć, gdyż nie było czasu na naukę jego obsługi metodą „prób i błędów”, a nie można było dopuścić do tego, by ponownie wpadł w ręce wroga. Bitwa zakończyła się sukcesem dzięki doskonałemu dowodzeniu i hartowi ducha 11 Karpackiej Dywizji Piechoty. Niech pamięć o nich nie zaginie. Cześć i chwała bohaterom!
Warto jeszcze na zakończenie przybliżyć tutaj postać gen. Kazimierza Sosnkowskiego, niezwykle wybitnego Polaka, który paradoksalnie w pierwszych dniach niemieckiej agresji nie otrzymał istotnego przydziału. Co więcej, widząc miażdżącą przewagę liczebną wroga, od razu przygotował kompleksowe plany obrony wykorzystujące znajomość terenu i uwzględniające szereg uderzeń taktycznych mających wiązać nieprzyjaciela i odcinać drogi zaopatrzenia, by nie mógł wykorzystać w pełni swojej przewagi. Jednak jego pomysły były ciągle odrzucane przez Rydza-Śmigłego, najprawdopodobniej z powodów ambicjonalnych, gdyż Naczelny Wódz był wyjątkowo słabym strategiem i bał się „przyćmienia”. Z resztą Rydza-Śmigłego bardzo trafnie ocenił niegdyś Józef Piłsudski w urzędowym raporcie: „nie jestem pewien jego zdolności operacyjnych w zakresie prac Naczelnego Wodza i umiejętności mierzenia sił nie czysto wojskowych, lecz całego państwa swego i nieprzyjaciela”.
Natomiast o Sosnkowskim Piłsudski pisał następująco: „Kandydat mój na komendanta armii. (…) Dotychczasowa jego praca przyzwyczaiła go do mierzenia sił państwa w najrozmaitszych wysiłkach i do oceniania zjawisk o charakterze nie ściśle militarnym; pod tym względem rzadki wyjątek wśród generałów polskich”.
Sosnkowski był człowiekiem niezwykle inteligentnym i utalentowanym, pochodzącym ze szlacheckiej rodziny z patriotycznymi tradycjami (jego pradziadek walczył w Powstaniu Kościuszkowskim, dziadek stryjeczny w Powstaniu Listopadowym). Władał biegle kilkunastoma językami w tym łaciną i greką klasyczną. Oprócz tego był wirtuozem fortepianu jak i wielkim propagatorem gry w szachy (z samym Piłsudskim rozegrał kilkaset partii). Nie był mu obcy również talent malarski.
Generał Jan Edward Romer opisuje go następująco: „osobowość o głowie bardzo bystrej, o szybkiej i trafnej orientacji, dobrej pamięci, wielkich zdolnościach organizacyjnych”. Nawet przeciwnicy polityczni byli pod wrażeniem jego intelektu i wysokich umiejętności.
Niestety ludzie znacząco wybijający się ponad otoczenie, a takim człowiekiem był Sosnkowski, stają się obiektem zazdrości. Zwłaszcza ludzie mający władzę nie lubią pozostawać w blasku kogoś innego, gdyż dobitnie wtedy widać, że to nie oni powinni władać skoro jest ktoś zdecydowanie lepszy. Pisał o tym Evan McGilvray: „Sikorski to człowiek próżny, pragnący być w centrum wydarzeń, natomiast Sosnkowski jest raczej skromny i kryształowo uczciwy. Sikorski jest o niego zazdrosny, więc dopóki pełni urząd premiera, Sosnkowski pozostanie na uboczu.”
Bez wątpienia był on jednym z najlepszych, jak nie najlepszym strategiem i taktykiem swojego pokolenia. Nie można go było przekupić, nie był podatny na naciski i o sprawach ważnych dla naszego kraju mówił zawsze otwarcie. Nie istniało coś takiego jak poprawność polityczna. Liczyła się uczciwość wobec rodaków. Tak też było w przypadku rozkazu nr 19 do żołnierzy Armii Krajowej:
„Pięć lat minęło od dnia, gdy Polska, wysłuchawszy zachęty Rządu brytyjskiego i otrzymawszy jego gwarancje, stanęła do samotnej walki z potęgą niemiecką.
(…) Od miesiąca bojownicy Armii Krajowej pospołu z ludem Warszawy krwawią się samotnie na barykadach ulicznych w nieubłaganych zapasach z olbrzymią przewagą przeciwnika. Samotność kampanii wrześniowej i samotność obecnej bitwy o Warszawę są to dwie rzeczy zgoła odmienne. Lud Warszawy, pozostawiony samym sobie i opuszczony na froncie wspólnego boju z Niemcami – oto tragiczna i potworna zagadka, której my, Polacy, odcyfrować nie umiemy na tle technicznej potęgi Sprzymierzonych u schyłku piątego roku wojny. Nie umiemy dlatego, że nie straciliśmy jeszcze wiary, że światem rządzą prawa moralne. Nie umiemy, bo uwierzyć nie jesteśmy w stanie, że oportunizm ludzki w obliczu siły fizycznej mógłby posunąć się tak daleko, aby patrzeć obojętnie na agonię stolicy tego kraju, którego żołnierze tyle innych stolic własną piersią osłonili. ”
Jakże dziś potrzebujemy takich wybitnych ludzi, którzy swoją Ojczyznę i uczciwość wobec rodaków stawiają na pierwszym miejscu…