Ostatnio dostałem dość sporo zapytań związanych z kursem euro do złotówki, także w dzisiejszym wpisie dorzucę swoje przysłowiowe „trzy grosze”, zwłaszcza że ten temat jest mi bliski, gdyż od wielu miesięcy pilnie śledziłem ten walor. Oczywiście nie w celach spekulacyjnych, gdyż chodziło po prostu o wymianę środków po jak najlepszym kursie, a skoro już dwunasty rok siedzę w tematyce giełdowej, aż głupio byłoby nie wykorzystać nabytego doświadczenia podczas uzupełniania portfela walutowego przeznaczonego na międzykontynentalne wojaże.
Drugim powodem, który przypadkowo zbiegł się z celami podróżniczymi, była prośba zaprzyjaźnionego przedsiębiorcy. Przymierzał się on do modernizacji firmowego specjalistycznego sprzętu, który chciał sprowadzić z Niemiec i w związku z tym w połowie grudnia ub. roku zgłosił się do mnie z prośbą o konsultacje. Kurs wtedy rósł, a przy zakupach na kwotę nieco ponad 4,5 mln euro, nie ma przelewek, więc od razu go uspokoiłem, by nie panikował, gdyż po takiej dynamicznej zwyżce oczekuję solidnego ruchu w dół. Po prostu byliśmy blisko przesilenia i bez sensu byłoby kupować euro na szczycie. Podobna sytuacja, tylko w innych okolicznościach i innej skali, była nieco później na franku i specjalnie zrobiłem wtedy w styczniu odpowiedni wpis na blogu, by uspokoić osoby, które dały się ponieść nakręcanej przez media spirali strachu. Już w lutym wytyczne dotyczące franka się sprawdziły i sytuacja zaczęła się stabilizować.
Nasz preferowany rejon zakupowy, opracowany w drobnej części na bazie ujawnionej niedawno na blogu mojej autorskiej formacji szaszłyka, wypadł w przedziale 3,95-3,99zł i gdy tylko nadszedł odpowiedni moment, udało się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Przyjaciel nie musiał się dodatkowo zadłużać, a ja w jednym z portali wymiany walut, zakupiłem znaczną ilość euro po cenie widniejącej na poniższym screenie (by go powiększyć wystarczy na niego kliknąć 🙂).
Zgodnie z tym co można wyczytać z powyższego obrazka, wymiany dokonałem 21 kwietnia bieżącego roku.
Myślę, że wystarczy spojrzeć na wykres, by przekonać się czy warto mieć odpowiednią wiedzę na temat rynków finansowych i korzystać z niej przy wielu rozmaitych sytuacjach 🙂
Oczywiście zakup waluty na przyjemności jest dużo prostszy od zakupów w celach spekulacyjnych, gdyż tutaj wystarczy ją jedynie kupić i można zapomnieć o całej sprawie.
Natomiast w trakcie gry giełdowej, trzeba pamiętać jeszcze o prowadzeniu pozycji. Oczywiście, gdyby traktować to jako transakcję spekulacyjną, bez problemu można obecnie ustawić profitującego stop loss’a (czyli takiego, który w momencie wybicia chroni wypracowany zysk) i to zarówno metodą, którą prezentuję na szkoleniu „Esencja spekulacji”, jak również metodą przedstawianą przy okazji omawiania Ichimoku. Gdy ma się odpowiednie metody prowadzenia pozycji, wtedy po prostu korzysta się z odpowiednio wytypowanego kierunku i tyle.
Reasumując, od 21 kwietnia bieżącego roku, trend zmienił się na wzrostowy i to obecnie byki mają przewagę. Osobiście jednak nie uważam dzisiejszych cen za atrakcyjnych do zajmowania pozycji spekulacyjnych, gdyż jestem zdecydowanym przeciwnikiem ganiania za uciekającym pociągiem.
No i każdy trend ulega prędzej czy później odwróceniu, dlatego zawsze trzeba być czujnym.
O wymianie waluty dałem także znać na Liście Absolwentów i po paru dniach zostało to tak skomentowane:
No cóż, przypadków na giełdzie nie ma. Jest tylko ciężka praca i nauka na własnych błędach. Drogi na skróty po prostu nie ma 🙂 Ważne jest wyciąganie wniosków ze stratnych zagrań i nie można się poddawać w walce ze starymi nawykami, która czasem może być bardzo trudna, o czym przekonał się niedawno jeden z moich Uczniów, ale o tym będzie następnym razem.