Powieść giełdowa – nowe przygody nowojorskiego bankiera z kolejną porcją edukacji finansowej między wierszami.
Posted by Marek | Posted in Edukacja finansowa | Posted on 12-04-2024 11:45 am
11
Na rynku trwa przeciąganie liny co do dalszego kierunku. Longi, shorty, a może odpoczynek? Przed podobnymi rozterkami staje w pewnym momencie nowojorski bankier Andrew Freshet. II tom edukacyjno-giełdowej powieści jest już przedpremierowo dostępny w niektórych księgarniach online. 🙂
Jedna z recenzji:
Tę książkę czyta się z wielką przyjemnością i pewną zachłannością. Świat wielkiego biznesu spotyka się z intrygą, a nierozwiązane problemy przeszłości odbijają się czkawką. W całej tej przygodzie przeplatają się zarówno wątki słodkie, jak i okrutne. Zręcznie wplecione treści skłaniają czytelnika do przemyśleń, pokazując, jak ważne jest planowanie w przód, aby efektami naszych wyborów móc się cieszyć, a nie martwić. W końcu to, o co nie dbamy, obraca się przeciwko nam.
Grażyna Mendrych, certyfikowany europejski doradca finansowy i inwestorka obracająca się w świecie wielkich pieniędzy. Reprezentantka funduszy inwestycyjnych i emerytalnych na walnych zgromadzeniach. Prywatnie siatkarka.
Fragment książki:
Wkrótce pojawił się przy nich młody kelner w przybrudzonym, białym fartuchu. Przywitał ich sztucznym uśmiechem, który sugerował, że praca w tym miejscu nie jest, delikatnie mówiąc, jego wielką pasją. Howes szybko podyktował zamówienie, ale Freshet zamiast polecanego napoju poprosił o sok z jagody kamczackiej.
„No proszę. Jesteś bardziej asertywny, niż przypuszczałem. Ciekawe, czego jeszcze się dziś dowiem” – pomyślał Jasper i zagadnął:
– Słuchaj, nigdy nie rozumiałem, o co chodzi z tym zarabianiem, gdy Wall Street spada. Jak to zwą? Short selling?
– To proste. Gdy nie masz udziałów w firmie, której spadki obstawiasz, pożyczasz od kogoś akcje za pośrednictwem banku i je sprzedajesz – wyjaśnił w skrócie Andrew.
– Że co? Mogę sprzedawać coś, czego nie mam? To nielogiczne. Jak mam niby na tym zarobić?
Freshet uśmiechnął się.
– Wyobraź sobie, że sąsiad postanowił odmalować sobie elewację, ale zorientował się, że ma za krótką drabinę. Trwa szczyt sezonu remontowego i wszystkie drabiny w lokalnym sklepie budowlanym zostały już wyprzedane, pomimo ceny wywindowanej wzmożonym popytem. Wiesz też, że w przeciągu tygodnia będzie nowa dostawa, ale sąsiadowi za trzy dni kończy się urlop i chce dokończyć malowanie jak najszybciej.
– Niezła metafora.
– Słuchaj dalej. Sąsiad potrzebuje drabiny, a ty masz klucze do garażu szwagra, który wyjechał na dwutygodniowe wakacje. Bierzesz więc drabinę szwagra i sprzedajesz ją sąsiadowi po cenie, po jakiej zeszły ostatnie sztuki w sklepie.
– Ha ha, ale żeś wymyślił! Często podwędzasz rzeczy od kogoś, kogo nie ma w domu? Doceniam jednak dyskrecję. – Howes wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu i skierował palec w stronę rozmówcy. – Choć w sumie ma to sens. Jakby mi ktoś przerwał wypoczynek na rajskiej wyspie tylko po to, żeby zapytać o drabinę, to raczej bym się wściekł. Nienawidzę, jak ludzie przerywają mi wakacyjną beztroskę.
Andrew westchnął.
– Siedź cicho. Tak działa short selling. Sąsiad się cieszy, że ma drabinę. Ty masz gotówkę, za którą w momencie nowej dostawy kupisz drabinę po niższej cenie, po czym oddasz ją szwagrowi. Różnica zostanie w twojej kieszeni.
– Ludzie z Wall Street to hochsztaplerzy – podsumował z uśmiechem Howes.
Kelner wrócił i postawił przed nimi kufle z sokiem z kiszonej kapusty. Andrew zmarszczył brwi, ale nie musiał się odzywać. Stolik obok głośno oprotestował pomylone zamówienie. Chłopak dość szybko pojął swój błąd i błyskawicznie przestawił kiszonki.
– Hochsztaplerzy, powiadasz? Większość z pewnością tak, ale są też wyjątki. Poza tym, gdy biznesmeni potrzebują pieniędzy na rozwój firmy, to spójrzmy prawdzie w oczy, sami pchają się tam, gdzie mogą dostać dodatkowego dolara.
– Chyba tylko tacy, co nie wierzą w swoje biznesy i chcą je jak najszybciej spieniężyć. Uwierz mi, bankierzy wydzwaniają od miesięcy do mojej sekretarki, błagając o umówienie rozmowy. Są wyjątkowo natrętni, wiedzą, o jak duże pieniądze toczy się gra. Typowe sępy chcące wyrwać jak największy kawał mięcha – powiedział z niesmakiem Jasper.
– Czemu nie skorzystałeś, tylko wybrałeś prywatny fundusz Mortonów?
Howes wyprostował się i spojrzał rozmówcy prosto w oczy.
– Żartujesz? Te drapieżniki liczą tylko na pieniądze. Ile firm zmusili do brania kredytu na poczet dywidendy? Ilu naiwniaków zostało zapędzonych w ciemny zaułek? Kojarzysz pewnie, jak przedsiębiorstwa pod naciskiem sprzedawały własne biurowce, by w danym roku wykazać duże nadwyżki finansowe i podzielić się zyskiem z akcjonariuszami, którzy chwilę potem uciekali? Zbywali nieruchomości dla jednorazowego zysku, a przez kolejne lata musieli płacić krocie za wynajem swoich dawnych przestrzeni biurowych. Dziękuję za takich wspólników. Stawiam na solidny rozwój i długofalowe zbieranie dorodnych plonów. Chcę sadzić lasy, budować boiska, szpitale, a to może być solą w oku ludzi patrzących jedynie na słupki w arkuszu kalkulacyjnym i żądających natychmiastowych zysków.
– Czyli bierzesz nas, licząc, że łatwiej zdefraudujesz kasę? – Freshet zmarszczył brwi.
– Mam zmienić zdanie?
– Żartuję przecież.
– No ja myślę! – Howes pochylił się, po czym dodał ściszonym głosem: – Zarobicie ze mną setki milionów, jestem tego pewien.
– O nie, nie. Pewność to za mocne słowo. Załóżmy, że optymistycznie patrzymy w przyszłość, ale musimy mieć też świadomość, że najbliższe miesiące to będzie prawdziwa wojna nerwów. Howes Energy przyjęło wyjątkowo duże i, nie ukrywajmy, bardzo ambitne zlecenie.
– Przesadzasz. Wszystko wyliczyłem. Mam duży bufor czasu.
Freshet podrapał się po brodzie.
– Udajesz, czy naprawdę niczym się nie martwisz?
– Można przejść przez życie jak lew albo żyć jak owca, która prędzej czy później i tak zostanie pożarta. Trzeba mierzyć wysoko.
– Nasłuchałeś się chyba za dużo mówców motywacyjnych.
– Andrew, zdajesz sobie sprawę, że dla większości ludzi dziś to jutro, o które martwili się wczoraj?
– Dobra, nie przegadam cię.
– Wróćmy do Wall Street. – Jasper zmienił temat, uśmiechając się nieznacznie pod nosem. – Intryguje mnie jeszcze jedno hasło z inwestycyjnego żargonu. Skoro short selling to sprzedaż tego, czego nie masz, to czym jest short squeeze?
– To wyciśnięcie ostatnich potów, a może i nawet krwi, z podmiotów, które zastosowały short selling.
– Co to za bełkot! Litości! – Howes gwałtownie uniósł ręce w górę. – Mów już lepiej o drabinach, żebym mógł coś z tego pojąć.
– Zgrywasz się, ale dobra.
– Mów, mów, nie krępuj się. Dobrze ci szło do tej pory.
– Pożyczyłeś więc drabinę od nieobecnego szwagra i zamierzasz mu oddać identyczną, gdy już ją kupisz z nowej dostawy. Liczysz przy tym na niższą cenę. Sąsiedzi, którzy cię nie lubią, cieszą się, że gdy po powrocie z wakacji szwagier nie znajdzie swojej drabiny, będziesz chodził z podbitym okiem. Chcą to zobaczyć na żywo, dlatego wykupują całą dostawę przed tobą. Inne sklepy, widząc duże zainteresowanie, podwyższają cenę. Normalne prawa popytu i podaży. Nazajutrz wraca szwagier, więc przepłacasz za drabinę. Jeśli sąsiadowi sprzedałeś drabinę szwagra za dwieście dolarów, a nową kupiłeś za dwieście pięćdziesiąt, jesteś pięć dych w plecy.
– Nie chciałbym mieć takich sąsiadów.
– Ja też nie, ale kombinując z drabiną, wystawiamy się na ryzyko.
– Bez ryzyka nie ma zabawy – roześmiał się Howes.
– Na rynkach finansowych short squeeze to celowe windowanie ceny poprzez masowy skup akcji. Często dokonuje się tego pieniędzmi ludzi oczarowanych górnolotnymi hasłami z mediów społecznościowych. Sprytni koordynatorzy wykorzystują siłę, jaką jest owczy pęd tłumu. Tłumu gotowego utrzeć nosa dużemu funduszowi inwestycyjnemu. Gdy ceny rosną, fundusz obstawiający spadki, wbrew swoim wcześniejszym założeniom, nie da rady odkupić akcji taniej. W końcu będzie zmuszony oddać to, co pożyczył, więc kupi po wysokiej cenie.
Howes słuchał z takim przejęciem, iż nie sposób było poznać, że doskonale zna odpowiedzi na zadawane przez siebie pytania i teraz po prostu świetnie się bawi.
– I ludzie się na to łapią?
– Chęć dokopania bankierom często bierze górę – stwierdził Andrew.
– Ale zaraz, skoro fundusz obstawia spadki, to musi mieć ku temu twarde przesłanki, czyż nie?
– Z reguły tak. Chyba, że szefem twojego działu jest młotek pokroju Spencera.
– A wiesz, że on już raczej nikomu nie zajdzie za skórę? – zapytał Jasper. – Jakiś czas temu wywalili go z roboty.
– No proszę, karma wraca.
– Przerwałem ci główny wątek, mów dalej.
– Na czym skończyłem? – dopytał z lekkim roztargnieniem Freshet.
– Fundusze inwestycyjne – Howes uśmiechnął się szeroko – te bez Spencerów, rzecz jasna, obstawiają spadki firm, które według nich są naprawdę słabe. Granie przeciwko dużemu podmiotowi jest dla zwykłych ludzi bardzo ryzykowne.
– Dokładnie tak.
– Ci, co pod wpływem forów internetowych i social mediów masowo kupują akcje, windują je celowo do niebotycznych poziomów. Co więcej, kupują za te horrendalne ceny udziały w potencjalnie bardzo słabej firmie. Może nawet bankrucie – podsumował dotychczasową rozmowę Jasper.
– Właśnie tak robią. – Freshet pokiwał głową.
– Przecież jak fundusz skapituluje, to kurs się zawali. Ryzykują swój majątek dla samej idei?
– Na tym polega siła sterowania tłumem. Ktoś, kto miał walory danej firmy, widząc informacje o dużym funduszu obstawiającym spadek kursu, mógł zachęcać do utarcia nosa funduszowi i wykorzystać sytuację do wyjścia z chybionej inwestycji z dużym zyskiem. Natomiast osoby, które dla idei podbijały ceny akcji, szczególnie w końcowej fazie wzrostu, prawdopodobnie dostały twardą szkołę życia.
Przedpremierowo z 32% rabatem powieść jest dostępna np. tu: bit.ly/3QcWh02